Słowo „pacht” oznacza ogólnie dzierżawę, ale w kategoriach gospodarstwa oznaczało dzierżawę krów. W zamian za określoną sumę i również określoną ilość mleka pachciarz przejmował należące do gospodarstwa krowy, zapewniał im opiekę oraz zajmował się przetwórstwem i sprzedażą uzyskanego mleka. Cielęta także dzielone były między właściciela a pachciarza.

W ramach promowania gospodarstwa produkcyjnego jako sposób zarobkowania najstosowniejszego dla kobiet postulowano również przejęcie pachtu. Można to było zrobić albo zajmując się oborą należącą do gospodarstwa rodzinnego, eliminując pachciarza-pośrednika i przejmując zyski ze sprzedaży mleka i nabiału do budżetu rodzinnego, albo wynajmując krowy od innego gospodarstwa.

W powieści Marii Julii Zaleskiej „Dwie siostry”, bardzo intensywnie promującej gospodarstwo produkcyjne jako najwłaściwsze zajęcie dla mieszkanek wsi, ukochana ciocia i wzór głównej bohaterki zajmuje się właśnie pachtem (krowy wynajmuje od baronowej starej daty, ignorującej swój majątek i trwoniącej pieniądze za granicą, a wyjścia z trudnej sytuacji majątkowej szukającej w bogatych mariażach swoich dzieci).

 

Zawczoraj i dzisiaj widzieliśmy na targu za Żelazną-Bramą fakt tak u nas niezwykły iż z przyjemnością podajemy go do wiadomości publicznej.
Dwie młode i piękne damy pozbywszy się fałszywego a tak upowszechnionego u nas wstydu sprzedawały osobiście przywiezione na targ masło. Jakieśmy się dowiedzieli były to zamożne producentki z okolic Warszawy. Prowadzą osobiście znaczny bardzo pacht i postanowiły bez żadnego pośrednictwa otrzymany zeń nabiał spieniężać osobiście na targu. W pierwszej chwili zadziwienie było powszechne. Kucharki wracając do domów z kupnem opowiadały swym paniom jak o jakim dziwie tak zwykłą gdzieindziej okoliczność – wkrótce jednak miejsce zadziwienia zajęły pochwały.
Podobny poklask otrzymały te panie od wszystkich konsumentów znajdujących się na targu. My zaś z naszej strony życzemy szczerze, aby fakt taki nie był odosobnionym i znalazł naśladownictwo w takim samym stosunku w jakim zyskał pochwały.

„Kurier Warszawski”, 1874

 

Pewnego dnia zrobił się straszny rejwach Za Żelazną Bramą: ulicznicy biegli jak na pożar, sługi wydziwiały, przekupki wychylały się ze straganów… Co się stało? Oto rzecz niesłychana dotąd: dwie młode i szykowne właścicielki folwarku pod Warszawą same przyjechały na targ masło sprzedawać!... Taran 200 000 tomów zrobił wyłom w zapleśniałym murze przesądów.

Bolesław Prus, Z ustronia, w: „Niwa”, 1874

 

Gazeta Lubelska, zachęcając panie do zajęcia się gospodarstwem mlecznem, które zwyczajnie po wsiach wypuszczane bywa pachciarzowi, przytacza następujący przykład:
W okolicach Buga, w majątku S., panna Z. wzięła od właściciela w pacht 30 krów za cenę 14 rubli rocznie od sztuki. W jedną pomocnicą wyrabia masło i sery, które odstawia do poblizkiego miasta powiatowego, zbywając je korzystnie. Zajęcie to, któremu się oddaje, przynosi jej rocznie od lat dwóch, czystego dochodu 190 rubli, mieszkanie i opał.
Jakże byłoby pożądaniem, aby kobiety samotne żądające pracy, której najczęściej znaleźć nie mogą, szukały jej na tem polu!

Kronika Rodzinna, Silva rerum, 1882

 

Gospodarstwo kobiece wiejskie, do nie dawna jeszcze lekceważone i zaniedbywane, wstępuje coraz na lepsze drogi. Jak gospodarze starają się o nabywanie krów rassowych wydających możliwie największe ilości mleka, jak za pomocą odpowiedniej metody żywienia, starają się tę wydajność utrzymywać; tak też gospodynie usiłują mleko jak najprodukcyjniej przerabiać i z przetworów nabiałowych jak największy dochód osiągać.
Naturalnie, że te usiłowania i dążenia w naszym kraju są dopiero pracami początkowemi — gdzieindziej zaś przemysł mleczarski dochodzi do zenitu — jakie zaś korzyści przynosić on może, dowodem tego jest maleńka Szwajcarya, która wyrabia rocznie za 62 miliony franków sera.
Francya bierze ze Szwajcaryi 143,000 centnarów tego produktu, Niemcy 69,000, Włochy 56,000 i Rossya 84,000 centnarów.
Ileż-to pieniędzy napływa z tego źródła do maleńkiego kraiku, ile rąk znajduje uczciwy zarobek, ile rodzin utrzymanie!
Warto zastanowić się nad tem i naśladować.

Wiadomości z kraju, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

Przenieśmy się myślą do cichych wiosek, do nizkich dworów i dworków, ocienionych konarami lip odwiecznych, pójdźmy do folwarków, sadów, ogrodów, obór; a przekonamy się dowodnie, że praca kobiety pozostawiła tam już ślady swoje.
Typ pachciarza, który ongi był wszystkiem prawie w folwarku i z zaniedbanej obory ciągnął dochody, znika stopniowo, a całe gospodarstwo nabiałowe prowadzi już w wielu folwarkach sama właścicielka. W handlu ukazują się coraz nowe gatunki serów, rywalizujące z zagranicznemi i wypierające je z naszych rynków zbytu, a pomiędzy fabrykantkami znajdują się nawet takie, którym na obcych wystawach medale przyznają.
W dziedzinie gospodarstwa i przemysłu nabiałowego, spotykamy niezaprzeczony postęp, postęp który z każdym rokiem wzrastać będzie, gdyż nic tak jak powodzenie nie zachęca do naśladowania. Toż samo widzimy w hodowli trzody chlewnej i drobiu Na wystawie inwentarza w roku zeszłym w Warszawie, już kilkanaście gospodyń wystąpiło z pięknemi okazami: lincolnów, yorków i berkshir'ów, a dział drobiu aczkolwiek mniej licznie, jednak reprezentował się także pokaźnie.
Wszystkie wystawione okazy poprawnych rass kur, kaczek i gęsi zostały rozkupione i rozpowszechniły się już po kraju, a kroniki sprawozdawcze zaznaczyły nazwiska gospodyń zajmujących się hodowlą. Wystawiony przez czas jakiś w Warszawie sztuczny przyrząd do wylęgania drobiu, ściągał licznych widzów, pomiędzy którymi znajdowały się panie przybyłe z dalekiej nawet prowincyi, po to tylko, ażeby zapoznać się z zasadami sztucznej hodowli, i aby te właśnie zasady zastosować w praktyce. Aczkolwiek w mniejszym stopniu, przebudza się także wśród pań naszych zamiłowanie do ogrodnictwa; przebudza się—i zapewne wobec projektowanych wystaw, wobec działalności Towarzystwa ogrodniczego, rozwijać się będzie coraz bardziej. Rzeczywiście, jest-to korzystne, a przytem bardzo odpowiednie dla kobiety zajęcie i z czasem musi przyjść do tego, że panie wezmą się do niego z zamiłowaniem. Po za ogrodnictwem mamy jeszcze pszczelnictwo. Kto chce wiedzieć z jaką szybkością ten dział gospodarstwa rozwija się i wzrasta, niech przejrzy księgi warszawskiego Muzeum pszczelniczego i niech się dowie, kto słucha wykładów pszczelnictwa? Co rok uczęszcza tam kilkadziesiąt młodych osób, przeważnie z inteligencyi wiejskiej, a po wyuczeniu się pszczelnictwa teoretycznie i praktycznie, powraca na wieś i zakłada wzorowe pasieczki.
Fakt ten dowodzi wymownie, że kobiety nasze chcą i umieją pracować, a gdy im ułatwić poznanie pewnej gałęzi pracy, biorą się do niej natychmiast z zamiłowaniem, wytrwałością i gorliwością chwalebną.

Na ciężkie czasy, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

W dziale inwentarza bardzo pokaźnie wystąpiła pani Honorata Łukasiewiczowa z Tulikowa (gub. Płocka), która nadesłała ze swej obory prześliczne krowy rassy holenderskiej (wielkiej amsterdamskiej), odznaczające się wielką wydajnością mleka i pięknemi kształtami. Jury wystawowe przyznało pani Łukasiewiczowej medal złoty za całą oborę. Drugą wystawczynią w tym dziale była hr. Katarzyna Plater z Struczniewa (gub. Siedlecka), która nadesłała kilka bardzo pięknych okazów bydła rassy Szwyc.
Z przyjemnością zaznaczyć należy fakt, że gospodarstwo nabiałowe u nas, potrosze zaczyna już wchodzić na właściwe tory, że zaczyna się ulepszać i że z czasem produkcya nabiału stanie się artykułem handlu wywozowego.

Wystawa przemysłowo-rolnicza w Warszawie, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

Mleczarstwo traktowane u nas do tej pory po macoszemu, zaczyna obudzać coraz większe zajęcie od czasu otwarcia wystawy. D-r K. Lesser zamierza urządzić w Warszawie specyalną szkołę tej gałęzi gospodarstwa, a oprócz tego z inicyatywy hrabiny Jezierskiej, powstać ma na wsi drogą akcyjną mleczarnia, celem praktycznego kształcenia serowarów. Projekt spółki udziałowej już jest gotowy i ma być w tych czasach oddany do rozpatrzenia.
Postęp na tej drodze jest nader pocieszającym objawem, budzi on w nas nadzieję, że osoba pachciarza zniknie wkrótce z horyzontu gospodarstwa wiejskiego, a zaradne nasze gosposie po dworkach i dworach wyrabiać zaczną wyśmienite masło i sery. Myśl ta bardzo uśmiecha się nam, którzy za drogie pieniądze musimy nabywać niedbale i nieporządnie wyrabiane produkta.

Wiadomości z kraju, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

Przy ogrodzie jednocześnie radna taka gosposia zaczyna prowadzić handel nabiałem. Nie posiadając nawet własnego kapitału na kupno krów jeszcze mleko może miéć dostawione z okolicznych wiosek i dworów. W Kwietniu i Maju przedsiębierstwo mleczne cokolwiekby upadło, bo wiejskie kobiety dość obficie donoszą do mieszkań mleko, masło i śmietanę, ale niech tylko zaczną się roboty w polu, to w żniwa i w porze zimowej osada zupełnie jest zapomniana i skazana na ogłodzenie. Z jakąż więc radością garnęliby się wszyscy do miejsca, gdzie codzień nabyć można świeżego nabiału.

Wanda Podgórska, Praca naszych kobiet, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1885

 

Zostaje ostatnia, najważniejsza gałęź przemysłu dla kobiety, — nabiał, do dziś dnia zostający w ręku żydów pachciarzy. Zajęcie miłe, spokojne, nie wysilające, potrzebujące tylko jak dziecię, ciągłego starania i myśli, a dające chleb pewny. Dawno miałam na myśli zwrócić uwagę wielu rodzin, zostających bez utrzymania, mających mały jaki fundusik, aby się zwróciły ku temu rodzajowi pracy. Patrzmy, żyd nie mający żadnego kapitału bierze w pacht kilkadziesiąt krów od pana i jeżeli porządny człowiek, wyżywia liczną rodzinę i w lat parę kapitalizuje tyle, że staje się bankierem całej miejscowości, a nawet pożycza w potrzebie panu, rzuca się na różne gałęzie przemysłu, w końcu z biegiem lat (dziś gdy już wolno), kupuje mały folwarczek, lub kamienicę w mieście gubernialnem, wystawia oberżę, zakłada hotel i t. p. Dlaczegóż pozwalamy sobie z przed nosa, jak to mówią, brać tę gałęź czysto polskiego przemysłu. Dawniej bowiem prababki nasze same dozorowały mleczywa i nie wstydziły się posyłać masła i sery swego wyrobu na targi. Jeżeli jeszcze ktoś ma jaki fundusik biorąc pacht i może sam swoje mieć krowy, któreby w umowie stały na dworskiej oborzę i paszy, kapitał będzie mu procentował lepiej od wszystkich papierów publicznych, a jak się czytelniczki z poprzedniego rozdziału o mleku przekonały, kapitał taki wielkie zyski przynosi. Przy zajęciu się pachtem cała rodzina może mieć zatrudnienie, bo nawet ojciec czy brat, jeżeli jest, może się trudnić administracyą, sprzedażą i rachunkami. W braku zaś mężczyzny, co najczęściej ma miejsce u podupadłych rodzin, niechże się kobieta nauczy handlować.

Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Podarunek ślubny. Kurs gospodarstwa miejskiego i wiejskiego dla kobiet, Warszawa 1885

 

„Gazeta Radomska” zamieściła bardzo dla ziemian interessujący list, podpisany: W.D., a traktujący kwestyą ważnej gałęzi gospodarstwa wiejskiego, wchodzącą w zakres pracy kobiecej – o mleczywie i zyskach, jakie przynosić może, gdy się nie zajmujemy sami, obywając się bez pośredników. Obora p. W.D., liczy dojnych krów 40; pachciarz, który mleko hurtem dzierżawił, płacił niegdyś od krowy rs. 25, ostatniemi czasy 35, co wynosiło razem 1,440 rs. Że przecież należała do niego połowa cieląt których rocznie otrzymywał od 7-18, a cielę warte było rs. 5, czyniło to 90 rs, zatem dzierżawa mleka przynosiła w rzeczywistości tylko 1,350 rs.
Przytem pachciarz zajmował mieszkanie, za które obecnie po jego usunięciu się, właściciel bierze rocznie komornego rs. 24; do tego dostawał: morgę gruntu, obsadzoną kartoflami, wartości 20 rs.; pół morgi obsianej owsem, wartości rs. 10; ogród warzywny wartości rs. 8. utrzymanie na oborze dworskiej trzech jego własnych krów, liczy p. W. D. rs. 120; konia, najczęściej ze źrebięciem, rs. 80; drzewo zbierane w lesie, tygodniowo fura dobra, rs. 25. prócz tego otrzymywał na święta korzec pszenicy, wartości rs. 7 i z gorzelni trzy garnce okowity, rs. 9, co podsumowawszy, i odciągnąwszy od rocznej summy dzierżawnej, redukuje ją do 1,045 rs.
Obrachunek, tak dokonany, wykazał p. W.D. że obora nie przynosi mu takiego zysku, na jaki mógł liczyć, mieszkając w pobliżu większego miasta, Radomia, zwłaszcza że krowy są dobrej rassy i dobrze utrzymane, dające przeciętnie każda 396 garn. mleka, co poświadczały regestra gospodarskie, najściślej prowadzone. Zatem, chcąc korzystniej nabiał swój spieniężać, usunął pachciarza hurtowego i wszedł w umowę z sąsiednią gospodynią, kolonistką, która za otrzymany dziesiąty garniec mleczywem się zajmowała i wywoziła je na sprzedaż do Radomia. Po obliczeniu rocznem dochód pokazał się znacznie wyższym, bo właściciel obory otrzymał w gotowiźnie 2,516 rs., czyli 1471 rs. więcej, niż miał poprzednio.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1887

 

Ale oddawana dziesiąta część mleka ma jeszcze wartość pokaźną: i oto córki p. W. D., które z Warszaw y, z pensyi wróciły, zastanowiły się nad tem: czy one nie mogłyby tak się gospodarstwem mlecznem zająć, aby i ta część dziesiąta w domu, w rodzinie zostawała? Najstarsza córka wystąpiła też do ojca z propozycyą, że ona wraz z siostrami, chce się tego podjąć i tylko co do wywożenia mleka do miasta jaką uczciwą zastępczynią się wyręczać. – „Tyle już jest guwernantek, nauczycielek w przedmiotach rozmaitych – mówiła ojcu ta panna rozumna – że niedługo lekcye wypadać zaczną po parę groszy za godzinę, a gospodyń, mleczarek intelligentnych brakuje. Rozum nakazuje brać się do tego, co przy uczciwej pracy najwięcej przynosi korzyści. Ojciec łożył dotychczas na nasze utrzymanie, my nadal ciężarem być mu nie chcemy, niech ojciec odda nam za naszę pracę koło mleka połowę tego, co go pachciarz kosztował, a my same utrzymamy się: ubierzemy i zajmiemy.”

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1887

 

Pierwsze miejsce zająć tu powinny różne gałęzie rolnictwa, sadownictwa, produkcya roślin lekarskich i farbiarskich, ulepszona hodowla, mleczarstwo. Kobiety mieszkające na wsi a rozporządzające pewnym funduszem, stosownie do warunków miejscowych, mogłyby wybrać sobie jedną z tych gałęzi, wystudyować ją, poświęcić się jej specyalnie i doprowadzić do możliwej doskonałości, a wówczas mogłyby rachować na zyski daleko pewniejsze, niźli w jakiemkolwiek przedsiębierstwie przemysłowem lub handlowem w mieście, gdzie spotkałyby się z wielką konkurrencyą.

M.W., Kronika Rodzinna, Pewne drogi pracy dla kobiet, 1887

 

W Wielkopolsce, przynajmniej według autorki „Poradnika dla młodych osób”, postęp odebrał kobietom gospodarstwo mleczne:

Dawniej w zakres gospodarstwa kobiecego wchodziło mleczne gospodarstwo, z którem było wiele zachodu; ale od niejakiego czasu ubyło tego kłopotu naszym gosposiom, ponieważ po większej części mleczywo bywa odstawiane do parowych mleczarni, albo przerabiane w centryfudze na masło, które się od razu centnarami odstawia do wielkich miast, nie ma już więc ani czyszczenia tylu statków, ani przechowywania masła na zimę, ani wyrabiania najrozmaitszych serów. Dla gospodyń jednakże, które nie mieszkają w szczęśliwym kraju, gdzie para za nie wszystko obrabia, zalecam przy mlecznem gospodarstwie mianowicie ogromną czystość i wiele, wiele gorącej wody, od wyparzania bowiem statków, zależy ilość i dobroć śmietany, a tem samem masła. Drugim warunkiem są chłodne i suche sklepy.

Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Nadal jednak polecała pannom pracę przy nabiale:

Jeżeli już o to chodzi, żeby przynajmniej pozostać przy dawniejszych wspomnieniach, niechże córki dawniejszych posiedzicieli wiejskich, mające już niejakie pojęcie o wiejskiem gospodarstwie, starają się pozyskać zajęcie w mleczarniach, przy centryfugach, tak teraz rozpowszechnionych. Zdaje mi się, dochody będą miały te same co w handlach, a zajęcie o wiele przyjemniejsze i odpowiadające o wiele lepiej dobrze wychowanej kobiecie. Zamiast mieć styczność często z nieokrzesanemi kupującemi, przy zajęciu tego rodzaju, mają do dyspozycyi kilka służebnych dziewczyn, które wykonują polecenia prawie na tempo, obracającej się maszyny.  Widziałam już dotąd wiele osób z lepszego towarzystwa, pracujących i poświęcających życie swoje za bardzo lichą płacę, żyjących bez powietrza, ruchu i słońca, ale przy centryfugach i w mleczarniach nie spotkałam dotąd żadnej.

Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Oto u jednego z moich sąsiadów był mleczarz niemiec, dość dobry fachowiec, ale człowiek nie tęgi-przy tem prusak, to dość powiedzieć. Właściciel znosił go tylko, bo wstyd powiedzieć, mleczarzów polaków prawie niema. Ale miał on synowicę, biedną panienkę, od lat kilku była nauczycielką w Warszawie. Namówił ją, by do niego przyjechała, nauczyła się dokładnie całej manipulacyi mleczarskiej i dziś od roku sama wszystko prowadzi. Dumną jest, że hakatystę wyparła, szczęśliwą, zdrową, rumianą. Utrzymanie ma zupełnie dostateczne, zapewniony byt na starość, i zamierza ściągnąć z Warszawy swą przyjaciółkę, także nauczycielkę, dla pomocy w zajęciu, które rozwijać pragnie.
Czyż to nie przykład godny naśladowania?

Głosy czytelniczek „Dobrej Gospodyni”, w: „Dobra Gospodyni”, 1902

 

Pacht jako jedno ze źródeł dochodów z części gospodarstwa, którym miała się zająć (płatna) gospodyni pojawia się u Elizy Orzeszkowej:

kuzynie, biorę od ciebie pieniądze te jako zaliczkę na przyszłą pensyę mego męża, a może i moją, spodziewam się bowiem, że nie odmówisz mi u siebie miejsca ochmistrzyni... zobaczysz jaki znaczny dochód dam ci z pachtu i jakie tłuste indyki wykarmiać będę na stół twój...

Eliza Orzeszkowa, Pompalińscy, 1876

 

Ciotka Kazi z „Dwóch sióstr” zamieniła z wielkim powodzeniem zawód nauczycielki muzyki w mieście na pacht na wsi:

– Już ja ci to sama wytłómaczę: – rzekła ciocia – najpierw trzeba ci wiedzieć, że w większych majątkach gospodarstwo nie może być tak prowadzone, jak tu w Olszance, gdzie pan sam pilnuje roli, a pani znów sama zajmuje się, i mleczarnią, i ogrodem, i drobiem, i spiżarnią. Bogatsi właściciele muszą się w tem wszystkiem wyręczać oficyalistami, a i ci nie podołają licznym gałęziom gospodarstwa większych rozmiarów, przytem i wyprzedaż drobiazgowa różnych produktów wiejskich jest bardzo uciążliwa, bo handel ten w naszym kraju mało jest rozwinięty. Otóż dla ułatwienia sobie zadania, wynajmuje się naprzykład cały ogród owocowy, biorąc za to odrazu pewną sumę. Najmującym jest zwykle Żyd, ten przez całe lato pilnuje drzew owocowych, zabiera owoc i sprzedaje, po większej części dość na tem zarabiając. Toż samo robi się z nabiałem. Żyd, zwany pachciarzem, czyli dzierżawcą, wynajmuje u właściciela mleko, płacąc umówioną zgóry cenę, czyto od każdej krowy, czy od garnca mleka.

Maria Julia Zaleska, Dwie siostry. Opowiadanie z życia młodych dziewcząt, 1888

 

– Mamy wspólne zajęcia, – powiedziała ciocia z komiczną powagą – bo to widzicie żyjemy teraz w czasach emancypacyi kobiet i równouprawnienia ich z mężczyznami, więc i ja powiedziałam sobie: jeżeli kobiety mogą być doktorami, adwokatami, czemużbym ja nie mogła zostać pachciarzem?

Maria Julia Zaleska, Dwie siostry. Opowiadanie z życia młodych dziewcząt, 1888

 

– No, więc niech będzie panna dojrzała, nie pierwszej młodości, przyznasz przecież, moja droga, że podlotkiem już nie byłam nawet i przed kilku laty. Przemyśliwałam tedy, czy nie mogłabym sobie upatrzyć na wsi jakiegoś zajęcia, któreby mi kawałek chleba zapewniło. Nie jestem wymagająca, mogę poprzestać na małem, a pracy się nie boję. Pilnie się przysłuchiwałam, gdy pan szwagier rozprawiał zwyczajem swoim o tem, jak źle robią kobiety niezamożne, że do miast wielkich się cisną, szukając zarobku i tworząc tam wzrastający ciągle proletaryat kobiecy, kiedy po wsiach jest jeszcze mnóstwo źródeł zarobku, mnóstwo sposobów uczciwej pracy, które kobiety, przy dobrej woli, energii i wytrwałości, mogłyby zdobyć dla siebie. Ha! myślałam sobie, jeżeli tyle tylko do tego potrzeba, dobrej woli, energii i wytrwałości, to w to mi graj, czemużbym ja tych źródeł zarobku, tych sposobów uczciwej pracy nie znalazła? Wszak powiedziano jest: szukajcie a znajdziecie. W tym czasie właśnie zdarzyło się, że w sąsiednim majątku Borowie potrzebowano pachciarza, bo dawny, od lat dziesięciu tam zamieszkały, wskutek jakichś rodzinnych interesów przenosił się do miasteczka. I otóż świetna myśl przyszła mi do głowy: a gdybym ja ten pacht wzięła na siebie? Jeżeli Żydzi wszędzie trzymają pachty i nabiałem handlują, musi to być niezły zarobek, bo Żydzi, to naród praktyczny. Właścicielkę Borowa, baronowa Wernerowa, znałam trochę, bo dawałam lekcye śpiewu jej córkom, gdy zimę spędzała w Warszawie.
– Baronowa Wernerowa? ta, co ma dwie córki? – zawołała Janka – ależ ja ją znam, była przeszłego roku w Florencyi jednocześnie z nami, widywałyśmy się często, miała i w tym roku zimą przyjechać do Rzymu, ale babcia tak chorowała, że nie mogła przyjmować nikogo.
– To taż sama niezawodnie, bo pani baronowa prawie ciągle bawi za granicą – odrzekła ciocia – i teraz jej w domu niema od kilku miesięcy, lecz wówczas była, gdym to zapragnęła pachciarza zastąpić. Udałam się do niej z ta propozycyą, przyjęła mnie uprzejmie, ale zpoczątku wyśmiała moje zamiary, nazywając je oryginalnością, dziwactwem, ja jednak prosiłam na wszystko, aby zechciała spróbować i na rok jeden tylko mi ten pacht wypuściła. Złożyłam wreszcie pieniądze zgóry, przyrzekłam, że szwagier za mnie zaręczy, a gdybym sobie rady dać nie mogła, wynajdzie sam pachciarza. To podobno najwięcej mi pomogło; jak mi się potem przyznała, przekonana była, że nie wytrwam i pół roku, bo w głowie jej się to nie mieściło, ażeby nauczycielka muzyki miała zastąpić Żyda pachciarza. I oto: finita la comedia, jak powiadają we Włoszech, co Janka zapewne rozumie. Jestem od lat pięciu pachciarzem, wyrabiam sery i masło, zarobek, jaki ztąd otrzymuję, wystarcza mi na utrzymanie, bo tu na wsi życie niedrogie, mam nawet oszczędności.

Maria Julia Zaleska, Dwie siostry. Opowiadanie z życia młodych dziewcząt, 1888

 

Uczęstowała nas ciocia wybornym serem, który w warszawskich sklepach spożywczych, bardzo jest poszukiwany, chociaż na nieszczęście sprzedają go tam zazwyczaj jako wyrób zagraniczny. Ciocia ogromnie ubolewa nad tem, że nasze gosposie wiejskie nie są bardziej przedsiębiercze i nie zakładają własnych sklepów w Warszawie, bo możnaby tym sposobem daleko dogodniej i korzystniej zbywać różne produkty gospodarstwa kobiecego.

Maria Julia Zaleska, Dwie siostry. Opowiadanie z życia młodych dziewcząt, 1888

 

Antoni Kieniewicz opisuje wizytę w gospodarstwie swojej przyszłej teściowej, hrabiny Grabowskiej w 1900 r.:

W drodze powrotnej spotkaliśmy się z panią Grabowską, zdążającą do obory i chlewni, czyli resortu znajdującego się pod jej wyłącznym kierownictwem.
Łaskawie mnie zaprosiła, bym obejrzał jej krowy, cielęta i chlewnię. Zdumiony i zachwycony byłem zwłaszcza porządkiem i czystością w oborze, w której stało około pięćdziesięciu krów dojnych, oprócz pierwiastek i młodzieży, rasy szwiców od dawna już tu prowadzonej. Pani Grabowska trzy razy dziennie bywała przy udoju i omal każdą krowę znała po imieniu i doskonale wiedziała na pamięć, ile mniej więcej powinna dać każda krowa mleka z udoju. Zajrzeliśmy również do chlewni, też bardzo porządnie utrzymanej, gdzie spora ilość białych dużej rasy yorkshirów głośnym chrząkaniem wyrażała radość na widok swojej pani. Odniosłem wrażenie, że pani Grabowska była zadowolona, że bardzo interesowałem się jej gospodarstwem i z pewnym znawstwem poruszałem z nią różne tematy hodowlane.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

A tak nadzór nad gospodarstwem opisuje Sabina Dembowska:

Po wydaniu obroku szłam do obory, gdzie odbywał się udój mleka. Kobiety dworskie ze Szkopkami w ręku siedziały na małych stołeczkach obok krów, stojących dwoma rzędami. Wąskie strużki mleka spływały do czystych naczyń. Gdy już były pełne, kobiety wstawiały szkopki do dużego cebra. Po skończeniu udoju zanoszono mleko do piwnicy i rozlewano do wielkich glinianych naczyń. Część szła do kuchni „na słodkie”, część „na zsiadłe”, na masło i sery. W czasie pracy dworki czasem śpiewały, czasem kłóciły się, Szarnacka zaś z reguły urągała.
Po skończeniu ceremonii z krowami rozpoczynał się obrzęd w kurniku. To należało do mnie. „Panienka” musiała pracować na równi z innymi, choć może należało jej się trochę wypoczynku po ciężkiej, szkolnej pracy. Co prawda o swoje zajęcia w gospodarstwie musiałam staczać walki z mamusią, którą w czasie wakacji starałam się wyręczać.
Wreszcie dobytek został nakarmiony. Należało się i nam śniadanie. Spożywaliśmy je wspólnie z rodzicami, po czym wychodziliśmy w pole, gdzie czekały nas rozmaite prace, zależnie od sezonu. Później następował południowy udój, karmienie drobiu i znów pole, aż do zachodu słońca. Taki był rozkład dnia w Dańkach.

Sabina Dembowska, Na każde wezwanie. Wspomnienia lekarki, Warszawa 1982

 

Na podobny temat: Gospodarstwo produkcyjne