Argumenty na rzecz pracy kobiet były dwojakiej natury – praktycznej i ideologicznej. W ideologii odwoływano się do obowiązków wobec społeczeństwa i prawie do rozwoju. Argument praktyczny polegał przede wszystkim na wskazaniu, że sytuacja polityczna i ekonomiczna jest coraz gorsza i wiele kobiet po prostu musi zarobić na utrzymanie swoje i ewentualnie swoich dzieci. Dawniej pomoc można było znaleźć na wielkich dworach, gdzie przygarniano licznych ubogich krewnych, ale im bliżej końca XIX wieku, tym takie sytuacje stawały się rzadsze. Także tradycyjne zawody dostępne dla kobiet – nauczycielstwo i szycie – przestały wystarczać, gdyż z jednej strony chętnych do pracy był nadmiar, a z drugiej wymagania dotyczące kwalifikacji rosły.

Używający argumentu praktycznego nie twierdzili, że kobiety chcą pracować, ale że niektóre z nich pracować po prostu muszą, dobrze jest więc je do tego z góry przygotować i otworzyć dla nich więcej zawodów. Zresztą nawet przeciwnicy pracy kobiet tego argumentu nie odrzucali – jednak bardziej niż stworzenia więcej możliwości pracy sugerowali raczej stworzenie sytuacji, w której kobiety będą od konieczności pracy uwolnione.

 

Szczególniej dotyczy to pracy kobiet, o której teraz tyle mówią, i słusznie mówią, bo przemiany stosunków ekonomicznych muszą nowy porządek rzeczy w społeczeństwie zaprowadzać. Głównie chodzi tu o pracę klass średnich, bo z krańcowych jedne o pracę troszczyć się nie potrzebują, w drugich kobiety pracowały już od dawna, więc w obu względy ekonomiczne nie stawają na przeszkodzie małżeństwu. Ale w klassach średnich, gdzie mężczyzna przez wyrafinowanie potrzeb dzisiejszego życia żeni się albo późno, albo nie żeni się wcale i kobieta idzie najczęściej za starca, albo zostaje samotną, jest ona prawdziwie nieszczęśliwą istotą. To też urodziny każdej córki zadają fałsz uznanej prawdzie, że czem kraj ludniejszy tem bogatszy, czem rodzina liczniejsza tem zamożniejsza. Nie stracha się przecież córek wieśniak, bo w jego klassie, gdzie kobieta ma dobrze wyznaczony swój dział pracy, tak że staje się konieczną pomocnicą życia mężczyzny, wyjątkowo chyba zobaczyć możem starą pannę; ładniejsza czy brzydsza idzie za mąż każda, bo żona jest mężowi potrzebną. Ale inaczej dzieje się we dworze, gdzie pociągi serca wołają na mężczyznę o żonę, o rodzinę, a rozum lękać mu się każe tego kosztownego cacka, tak że z kolei ojciec i matka urodzenie córki za ciężar rodziny nieusuwający się z laty uważać muszą.

O nowych zarobkach kobiety (z notatek podróżnych), w: „Bluszcz”, 1866

 

Co do potrzeby obierania przez kobiety specyalnego zawodu i kształcenia się w nim, nie odróżniamy bynajmniej kobiet bogatych od ubogich. Jedne i drugie powinny posiąść wyłączny jakiś talent, naukę lub rzemiosło, najpierw przez wzgląd na wielką dźwignię moralną, jaką ku jednemu przedmiotowi zwrócone zamiłowanie w życiu przynosi, następnie przez wzgląd na niestałość fortuny. Któż bowiem bogaty dziś zaręczyć może, iż nim będzie jutro?

Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

Zmieniły się warunki ekonomiczne i obyczajowe społeczności: minęła pora Rezydentek i panien na Respekcie, a nadszedł czas pracownic. Ale jakże pracować można, gdy się nic gruntownie robić nie umie? a jak umieć, nie ucząc się? a jakże się uczyć, gdy zwyczaj nakazuje zakończyć uczenie w szesnastym lub najdalej siedemnastym roku życia, a potem co najprędzej wyjść za mąż, lub zająć się specyalnym zawodem poszukiwania męża? Wiele-by się uniknęło bied, nieszczęść i zapóźnych żalów, a nigdy nienagrodzonych wydatków, gdyby każda kobieta, dorastając, wniknęła w swoje zdolności i usposobienia, a według nich wybrawszy sobie stosowną jakąś naukę, talent lub rzemiosło, na sumienne i gruntowne wyuczenie się obranego zawodu poświęciła pewny dłuższy lub krótszy czas swój młodości, stosownie do uzdolnienia swego i wymagań studyowanego przedmiotu.

Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

Sądzimy więc, iż pominąwszy zwyczaj, tradycyą i rozmaitego rodzaju uprzedzenia, wielce byłoby zbawiennem, aby kobiety trzecią epokę swego kształcenia się, od lat 18 do 22 lub 20 przynajmniej, zapełniły doskonaleniem się w jakimś wyłącznie wybranym zawodzie, poznawaniem siebie, ludzi i świata.
Dla zdania tego przewidzieć można pospolity, banalny zarzut: podobny sposób kształcenia się opóźni porę wychodzenia za mąż kobiety.
Według nas, nie tylko nie jest to zarzutem, ale owszem, argumentem, popierającym sprawę.

Eliza Orzeszkowa, Kilka słów o kobietach, Warszawa 1870

 

Pani W. T. w Bielowie. Wyrazu emancypacji bardzo nadużywają, my pod tą nazwą rozumiemy tylko rozszerzenie pracy zarobkowej dla kobiet, i tę ideę zawsze popieraliśmy i popieramy. Wprawdzie znajdują się jeszcze tacy: co krzywią się na kobiety, szukające nie tylko w igle zarobku na swe utrzymanie, ale i w innych zajęciach dotąd przez mężczyzn pełnionych, ale przyzna pani, że ci nie mają słuszności. Dawniej rezydencya nie przynosiła zbyt wielkiego uszczerbku w dochodach, bo chleb był tani, a nawet gdy rezydentka zajmowała się w domu szyciem lub dozorem, to stanowi a wielką pomoc w domu. Dziś zmieniło się wszystko, nawet wartość jednego kąska można obliczyć na pieniądze, oszczędność stała się koniecznością, rezydencya zatem ciężarem. Cóż więc zrobi kobieta szczególniej sierota, i na samotne skazana życie? Praca jedynie może ją wybawić od smutnych następstw, należy zatem uczyć się jej i powiększyć jej rodzaje, bo już dziś szwaczkę jak w Warszawie a do tego nie wyborową, czeka tylko nędza ostateczna.

Odpowiedzi od Redakcyi, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1874

 

Nie dość gładkich frazesów; nie dość gorącej filipiki przeciw niedostatkom teraźniejszego wychowania kobiet, trzeba złe wykazać, wykazane zwalczyć, a w miejsce usuniętego systemu, inny doskonalszy postawić. Będzie to prawdziwa a pożądana emancypacja – umysłów. Wiemy wszyscy już o tem, że praca nie hańbę, lecz chwałę i pożytek przynosi, że uszlachetnia jednostki, i podnosi moralny i materyalny dobrobyt społeczeństwa: – wiemy także, iż kobiety niezamożne, przy zmianie stosunków, gdy nie mogą znaleść wygodnego przytułku ani jako panny respektowe przy magnackich dworach, ni też liczyć na wiano i zamążpójście różnemi względami niegdyś niechybnie kojarzone, obecnie zostają w konieczności pomyślenia o własnym losie, aby nie być nikomu niemiłym ciężarem. Nikt rozsądny nie zaprzecza prawdzie powołania kobiety: straż świętości domowego ogniska, jest niezawodnie najszczytniejszem, i mającem wielkie społeczne obowiązki zadaniem, które może ześrodkować wszystkie dążenia, i określić działalność niektórych kobiet, lecz powtarzam niektórych, bo nie każda, tembardziej niezamożna panienka, dostanie w życiu tę rolę, do której nie tyle jest wybranych, ile powołanych. Cóż więc należy czynić tej wydziedziczonej z dóbr ziemskich istocie, nie będącej bogatą, nie mającej szczególnej urody, nadzwyczajnych talentów, a przytem uposażonej w szlachetne uczucie i pojęcia zdrowe? Każdy odpowie: Powinna pracować!

Marya Mirecka, O rzemiosłach dla kobiet, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1874

 

Przedewszystkiem musimy wyjść z zasady, że kobieta coraz mniej liczyć może na zamąż pójście, a położenie starej panny zostającej na łasce rodziny także staje się coraz mniej mozebne przy wzrastających trudnościach ekonomicznych; kobieta więc musi wystąpić inaczej uzbrojona do walki bytu, lub upaść koniecznie zwyciężona i zdeptana w tej walce.
Ma się rozumieć nie mamy tu wcale na myśli kobiet bogatych, mówimy o pracującym ogóle. Bogatym dziedziczkom dzisiejsza cywilizacya grozi wcale innem niebezpieczeństwem niż staropanieństwem. Stają się one po większej części ofiarą śmiałych spekulantów, bo przy powierzchownem wychowaniu jakie odbierają nie umieją naturalnie rozróżnić liczmanów od złota, łapią się szybko na wędkę pozorów, i nieraz pokutą całego życia okupują chwilę złudzenia.

Waleria Marrené, Kobieta w rodzinie, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1875

 

Przedewszystkiem nikt nie może pominąć bezkarnie ekonomicznych praw rządzących pewną epoką, a przy wzrastającej drożyznie rzeczy pierwszej potrzeby, kobieta klas średnich, musi koniecznie dzielić z mężem chlebodajną pracę, niezbędną do utrzymania rodziny, lub coraz częściej skazaną na celibat: praca bowiem jednostki tylko w wyjątkowych razach tutaj starczyć może i coraz więcej ograniczoną jest liczba tych, co na podobnie szczęśliwy traf rachować mogą.

Waleria Marrené, Kobieta w rodzinie, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1875

 

A zawsze i wszędzie:, jako panna, mężatka i matka, by mogła iść o własnej sile, zdobyć sobie niezależny kęs chleba i dach nad głową.

Waleria Marrené, Kobieta w rodzinie, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1875

 

Ze stu kobiet żyjących w społeczeństwie, 38 należy skutkiem młodego lub zgrzybiałego wieku do kategorii nieprodukcyjnych, a 62 do produkcyjnych, czyli pracujących. Z tych 62 wychodzi za mąż 35 i te pracują około własnego domu i dzieci, 27 zaś nie wychodzi za mąż, nie posiada rodziny i z uzdolnienia swego do pracy w rodzinie korzystać nie może.
Można by wprawdzie zapytać: o ile kobiety są u nas uzdolnione do pracy około domu i dzieci? lecz przedmiot to zbyt obszerny, i pominiemy go. Natomiast jednak dodamy, że owe właśnie 27 kobiet nie wychodzących za mąż stanowią podwalinę tak zwanej kwestii damskiej, wszystkich słusznych utyskiwań i pięknych deklamacyj, jakie wypowiadają się na temat praw kobiecych.
Dla nas prawo kobiety jako członka społeczeństwa znaczy to samo co prawo pracy: kobieta ma prawo żądać, aby jej pracy nauczono. Praktycznym zaś (na dziś i u nas) rozwiązaniem tej kwestii są zakłady rękodzielnicze dla kobiet.

Bolesław Prus, Sprawy bieżące, w: „Niwa”,  1876

 

Kończylibyśmy na tym wywodzie rzecz o stanowisku kobiet, gdyby nie ta okoliczność, że faktycznie wiele kobiet żyć musi w stanie niezamężnym, że zdobyć sobie muszą same stanowisko odpowiednie w życiu społecznem. Smutny los tych niewiast biednych, które dziś, osierocone lub wcześnie owdowiałe, ciężką i dla nader wielkiej konkurencyi niepopłatną płacą, zarabiać sobie muszą na nędzne utrzymanie. Dawniej, gdy nasz dom był przestronniejszy, łatwo taka istota, która nie mogła wyjść za mąż, znalazła przytułek u krewnych lub znajomych i wspierając panią domu w gospodarstwie 1 wychowaniu dzieci, była nie tylko towarzyszką w domu bardzo pożądaną, ale tuląc się przy ognisku rodzinnem, nie czuła tak swego osamotnienia, tylko uważała się za członka rodziny. Dziś stosunki się zmieniły. Nasze nowoczesne koszary czynszowe ledwie zdołają w sobie pomieścić najbliższych członków rodziny, a wydatki na życie tak wzrosły, że nieprawdziwem jest zdanie, iż, gdzie obiad przygotowany dla 5 osób, tam 6 przy nim się pożywić może.

Franciszek Kasparek, prof. Wszechnicy Jagiellońskiej, Kobieta i jej stanowisko w rodzinie, społeczeństwie i państwie, w: „Gazeta sądowa warszawska”, 1877

 

Kobiety tedy, pozbawione rodziców lub mężów, same zarabiać muszą na swe utrzymanie. W tym względzie ze słuszną spotykamy się skargą, że zakres zawodów, otwartych dla kobiet, tak jest szczupłym, iż w kilku im dostępnych zbytnie ofiarowanie pracy obniża do tego stopnia zarobek, że tenże nie starczy na najskromniejsze nawet utrzymanie.

Franciszek Kasparek, prof. Wszechnicy Jagiellońskiej, Kobieta i jej stanowisko w rodzinie, społeczeństwie i państwie, w: „Gazeta sądowa warszawska”, 1877

 

Kobieta, coraz mniej mogąc rachować, przy wzrastających ekonomicznych trudnościach bytu, by mężczyzna wziął na swoje borki ciężar jej losu, by za nią walczył i pracował, a nieuzdolniona sama do chlebodajnej pracy, nie przypuszczona obyczajem do wielu zajęć, którym podołałyby jej siły, musiała odczuć niepewność swego losu i zapragnęła sama wystarczyć własnym potrzebom.
Zadanie to niezmiernie słuszne z pozoru, a nadto umotywowane smutnym przykładem szeregu istnień, zmarnowanych w nędzy i poniewierce, w rzeczywistości jednak przybiera doniosłość i rozmiary, o których prawdopodobnie najmniej myślały kobiety, domagające się wolności pracy.
Dopóki tylko pewna szczupła liczba wykolejonych kobiet musiała myśleć o własnem utrzymaniu, to było stosunkowo łatwem i kobiety nie potrzebowały wychodzić po za zakres zajęć, będących od dawna ich specyalnością; igła, robota kwiatów, dla uboższych i mniej wykształconych; nauczycielstwo dla tych co odebrały staranniejsze wykształcenie, starczyły najzupełniej garstce kobiet bezmajętnych i samotnych.

Walerya Marrené, Przesądy w wychowaniu. Studyum pedagogiczne przez…, Wilno 1881

 

Stara piosenka, że kobieta rośnie tylko do małżeństwa, już nie ma dzisiaj sensu. Naprzód bowiem kraj nasz posiada około dwieście pięćdziesiąt tysięcy kobiet, które nie wyjdą za mąż po prostu dla braku mężów. Po wtóre zaś, drugie tyle kobiet nie wyjdzie za mąż dlatego, że praca na chleb powszedni jest coraz cięższa i że ani robotnik, ani subiekt, ani czeladnik, ani technik, ani urzędnik nie może zapracować na utrzymanie kilku osób tworzących rodzinę.
Cóż więc mają robić te biedne kobiety, których mąż nie oswobodzi od ogólnie ludzkiego obowiązku zarabiania na swój byt? Mają topić się czy wieszać?...Niech więc lepiej nauczą się pracować. A że im to łatwo przyjdzie, że pracy nie będą uważały za klątwę, tylko za błogosławieństwo, dowodzi tego coraz liczniejszy zastęp kobiet pracownic. Każdy zaś musi przyznać, że pracownik-kobieta, jeżeli nie zawsze dorównywa mężczyźnie w sile i biegłości, to prawie zawsze przewyższa go pilnością, sumiennością, małymi wymaganiami i zapałem do swej roboty.
Faktem jest, że umysłowe nicestwo kobiet „lepszej sfery” nie tylko zniża wartość kobiety w ogóle, lecz w równie demoralizujący sposób oddziaływa na samych mężczyzn.
Wydobyć kobiety z tego poniżenia, uczłowieczyć je czy wyemancypować jest zadaniem pierwszorzędnej ważności dla kraju. Trudno bowiem pojąć, ile sił żywotnych ukrywa w sobie małe słówko: „równouprawnienie”.

Bolesław Prus, Kronika tygodniowa, w: „Kurier Codzienny”, 1888

 

Sprawa emancypacji kobiet posunęła się w ostatnich czasach o tyle naprzód u nas, że już rozpatrzono ze stu kilku punktów pytanie: „Jakim sposobem wychodzi się za mąż?” Przy czym okazało się, że każda kobieta posiadająca kwalifikacje do sakramentu małżeństwa może wyjść za mąż, jeżeli:
znajdzie również uzdolnionego mężczyznę,
podoba się takowemu,
jeżeli obie strony obok skłonności mają dostateczne utrzymanie,
jeżeli temu ich zamiarowi nie stoją na przeszkodzie względy kościelne i prawne itd.
Ze statystyki wiadomo, że u nas na stu mężczyzn przypada sto sześć kobiet.
Kwestionariusz zbadał sprawę tylko ze względu na pierwsze sto kobiet, pominął zaś milczeniem owe sześć stanowiących nadmiar; ciągle więc pozostaje do rozstrzygnięcia pytanie: Jakim sposobem wyjdą za mąż owe sześć?...
- Ha! niech pracują – odpowiada autor kwestionariusza, sprawdziwszy, że w arsenale moralności i dobrych obyczajów zabrakło mu sześciu mężczyzn, jeżeli nie dwa razy tyle.

Bolesław Prus, Kronika tygodniowa, w: „Kurier Codzienny”, 1888

 

Dopóki mężczyzna klasy inteligentnej mógł ze swej pracy utrzymać żonę i wyposażać córki, dopóki większość panien znajdowała mężów, którzy w zamian za „wierność i posłuszeństwo” dawali im „utrzymanie”, a nawet „rozrywki”, nikt nie płakał nad upośledzonym położeniem kobiet, a przede wszystkim nie one. Człowiek bowiem jest tak lichą istotą, że chętnie wyrzeka się osobistej swobody za obfite jadło i możność próżnowania.
Powoli jednak czasy się zmieniły. Ojcowie z własnej pracy już nie mogli wyposażać córek ani mężowie utrzymać żon. Ci więc i tamci poszli zachęcać kobiety do pracy samodzielnej, do kształcenia się, malowania na porcelanie itd.

Bolesław Prus, Kronika tygodniowa, w: „Kurier Codzienny”, 1888

 

Kobieta, która nie posiada majątku i wskutek tego sama musi starać się o utrzymanie, znajduje się w nader kłopotliwem położeniu. Gdy zaś często nie może znaleźć zarobku, położenie to staje się wprost krytyczne.
Otóż z przytoczonych dopiero co powodów byłoby rzeczą pożądaną , aby wychowanie dziewcząt uzdolniało je do zdobycia sobie, w razach potrzeby, uczciwego, a niezależnego stanowiska. Potrzebnem to uzdolnienie staje się osobliwie w nowszych czasach, z powodu wzmagającej się drożyzny, potęgującego się przeludnienia i coraz twardszych warunków bytu.

Mieczysław Baranowski, O wychowaniu dziewcząt z uwzględnieniem obecnych stosunków i potrzeb, Lwów 1889

 

Minęły już te czasy, kiedy produkcyjna praca niewieścia należała do rzeczy wyjątkowych, a dom był jedyną sferą działalności kobiety. Dziś położenie się zmieniło, warunki bytu są coraz więcej utrudnione i twarda konieczność zmusza kobiety do pracy na równi z mężczyznami. Coraz ich więcej musi samotnie iść przez życie, coraz więcej wdów pozostaje bez środków utrzymania, coraz więcej żon musi z pomocą przychodzić mężowi, który nie może już starczyć na utrzymanie rodziny. Cóż im pozostaje, jeżeli nie praca, dzięki której mogą zdobyć potrzebny chleba kawałek? Nie ulega wątpliwości, że droga na którą rzuciły się teraz kobiety, ciężką jest i ciernistą; niemało potrzeba sił, energii, hartu i wytrwałości, ażeby wobec tak wielkiej konkurencyi, dobić się wreszcie jakiegokolwiek zarobku, wiele jednak robi ten co musi i dlatego spotykamy coraz więcej kobiet, które nietylko sobie ale często i rodzinie zapewniły byt niezależny.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom II, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1889

 

Dzisiaj młode osoby w najgorszym razie myślą chyba o ślubach małżeńskich, każda przed wszystkiem zajętą będąc obraniem sobie jakiegoś praktycznego zawodu, któryby jej przyszłość mógł zapewnić, znalezieniem jakiegoś spokojnego na starość kawałka chleba.  Młodzież zastanawiająca się nad swoją starością; czyż się to dziwnie nie słyszy! Dawniej w młodym wieku, któż myślał o swojej starości? Komuż nasuwały się tak poważne myśli? Niestety kochane czytelniczki! że się nad tem nikt nie zastanawiał, żyjąc z dnia na dzień, dla tego to właśnie mamy wśród społeczeństwa naszego tyle biedy i nędzy, tyle najopłakańszych położeń, tyle zawodów i cierpień, ponieważ trudne obecne stosunki zastały nas nieprzygotowanymi.

Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Obecnie, głównie w celach wychowawczych, na to zwrócono uwagę, ażeby tak wychować dziewczęta, iżby nietylko mogły zadość uczynić z dnia na dzień wzrastającym wymaganiom co do umysłowego rozwoju, aby nietylko stały się przyjemnemi towarzyszkami swoich małżonków, nietylko umiały poprowadzić domy swoje własne, lecz ażeby były zahartowane na walkę z losami, walkę coraz zaciętszą o byt, ażeby mogły w razie potrzeby zająć w społeczeństwie samodzielne stanowisko.

Wanda Reichsteinowa-Szymańska, Poradnik dla młodych osób w świat wstępujących, ułożony dla użytku tychże przez Wielkopolankę, Poznań 1891

 

Tak ciężkie są dziś warunki pracy, tak trudno o nią, że bez zdziwienia wyczytaliśmy w jednem z pism, iż na ogłoszenie o potrzebie lektorki zgłosiło się aż 100 kandydatek, a po umieszczeniu na drzwiach „już nie potrzeba,” dzwoniono dzień cały, domagając się jeszcze pracy.

Lucyna Ćwierczakiewiczowa, Kolęda dla gospodyń, Pogawędki gospodarcze, 1894

 

Zgadzam się na to, że warunki egzystencyi niewieściej są w naszej epoce dość często nienaturalne, ale stosować się do nich muszą, bo inaczej mogą zginąć. Otóż te warunki sprawiają, że kobieta musi sobie nieraz szukać zajęcia, dla którego wyższa nauka, a zatem i szkoły wyższe są konieczne. Tak n.p. nauczycielki zakładów kobiecych, inspektorki fabryk, w których pracują kobiety (czytałem, że w Anglii są takie urzędniczki i bardzo dobry wpływ wywierają), lekarki i t. p. potrzebują zakładów wyższych. Jeśli dla kobiet otwarto konserwatorya muzyczne, mogą też istnieć i inne wyższe szkoły. Znalazłoby się i więcej może racyj, popierających wołania niewieście o wyższą naukę ogólną i specyalną, ale tu zachodzi ważne pytanie, czyby kobiety chciały z niej korzystać i czy miałyby dość sił umysłowych i fizycznych po temu!

Ks. Karol Niedziałkowski, Nie tędy droga, Szanowne Panie! (studyum o emancypacyi kobiet), Warszawa 1897

 

„Kobieta powinna poprzestać na roli żony i matki”– oto ulubiony frazes, którym walczą przeciwnicy równouprawnienia. Cóż jednak mają robić owe zastępy kobiet, które, wskutek statystycznie stwierdzonej przewyżki osobników swej płci, nie mogą zostać żonami i matkami? Czyż wreście i te, którym kiedyś ta rola w udziale wypadnie, mają jej wyczekiwać bezczynnie?

O umysłowej pracy kobiet. Odczyt p. Atanazego Barskiego, w: „Dobra Gospodyni”, 1902

 

Wobec nader ciężkich warunków życia, a może zbyt podniesionej stopy wymagań, coraz więcej mamy panien, które nie mogą lub nie chcą wyjść za maż, a nie posiadając majątku, muszą pomyśleć o zabezpieczeniu sobie bytu. Szukają zatem zajęcia, zostają nauczycielkami, zakładają sklepy, różnorodne pracownie, najchętniej zaś cisną się do biur i o tych to właśnie mówić będziemy.

Matka, Praca wiejskich panien w Warszawie, w: „Dobra gospodyni”, 1904