Zdecydowanie przeważają głosy uznające pensje, zwłaszcza pensje z internatem, za szkodliwe dla panienek. Jeżeli nie można było zapewnić edukacji w domu, zalecano zapisanie córek jako uczennic „przychodnich”, nie wysyłanie ich do internatu. Nie chodziło tu o potępienie edukacji jako takiej, bardziej o ryzyko wychowawcze związane z przebywaniem z dala od rodziny i macierzyńskiego nadzoru. Uważano także, że pensje zbyt mało czasu poświęcają takim sprawom praktycznym, jak gospodarstwo i robótki.

 

Liczne głosy od dawna przyznały pierwszeństwo wychowaniu domowemu nad wychowaniem szkolnem dla dziewcząt; czy głosy te dojdą kiedyś do zniesienia instytutów żeńskich? to nie zdaje się podobnem; widocznem jest bowiem, że pensyonaty czynnie przychodzą w pomoc matkom, a choć znaną jest wyższość starań macierzyńskich, co dzień przecież kobiety skutkiem własnej nieudolności, słabych sił lub innych przyczyn oddają swe dzieci w opiekę ochmistrzyniom.

Antonina Machczyńska, Młoda nauczycielka, Poznań 1863

 

zakłady naukowe – bezwzględu na przyszłe obowiązki kobiet, pomijają w planach swoich rzeczy najważniejsze, to jest: korzyści moralne i fizyczne. Moralne – zapominając: że kształcenie rozumu powinno iść w parze z kształceniem serca… Fizyczne – nie pamiętając: że myśl zdrowsza – wola silniejsza – i trzeźwe uczucie – w zdrowym tylko mieszczą się ciele; że siła moralna człowieka wartość jego stanowi

Jadwiga Ochorowicz, Uwagi ogólne o wychowaniu i wykształceniu dziewcząt, Warszawa 1873

 

Szkoły żeńskie dla przychodnich są jedyne, jakie mogłyby zapewnić pomyślny rezultat, ponieważ dając naukę, nie odrywają dziewcząt od rodziny, nie pozbawiają ich tak zbawiennego wpływu rodziców, nie zrywają ogniwa, które łączy ścisłym węzłem kochające się rodzeństwo.

 Jadwiga Ochorowicz, Uwagi ogólne o wychowaniu i wykształceniu dziewcząt, Warszawa 1873

 

Dla dziewcząt bezwarunkowo najlepszą jest edukacja domowa, niech w najgorszym razie mniej trochę umieją, a niech się wychowują pod okiem rodziców, pod czujną opieką dobrych i troskliwych matek. Co do chłopców, najkorzystniej byłoby gdyby pierwsze klassy ukończyli w domu, a do wyższych chodzili do szkół, jeśli tylko można nie opuszczając domu rodzicielskiego. Szkoła jest dla chłopca niemal koniecznem uzupełnieniem domowego wychowania, tu pozbywa się próżności, zarozumienia, napotyka korzystne współzawodnictwo i uczy się równości. Szkoła dla młodzieńca, to świat w miniaturze, tu na małą skalę pozna wszystko co go czeka w życiu: walki, zawody, zawiść, obojętność współtowarzyszy, tu nauczy się, że nie zawsze zasługa odnosi nagrodę, sprawiedliwość nie równo bywa wymierzaną.

Konstanty Pomian, Kilka oderwanych myśli o rodzinie, kobiecie i małżeństwie, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1873


U dziewcząt władze umysłowe budzą się zazwyczaj znacznie wcześniej jak u chłopców i dlatego wcześniej trzeba rozpoczynać ich wychowanie. O ile uznajemy dla chłopców potrzebę nauki szkolnej, o tyle najprzeciwniejsi jesteśmy aby dziewczęta pobierały edukacyę za domem; jest to ostateczność, na którą tylko w razie niezbędnej konieczności zgodzić się możemy, a i wtedy wolelibyśmy aby chodziły tylko na pensyę, niż żeby je oddawać na pensyonarki.
Wiemy doskonale iż są wyjątkowe położenia w których rodzice, szczególniej mieszkający na wsi, inaczej postąpić nie mogą – ale niechże oddalenie córek z domu w takich tylko wyjątkowych razach ma miejsce, niech opieszałość i brak chęci nie stają się tego powodem. Ale jakże to często się zdarza że rodzice powiadają sobie: oddaliśmy syna do szkół, czemużby córki nie oddać na pensyę; tam daleko więcej się nauczy i lepszy dozór mieć będzie. Wreszcie stosunki i położenie zmusza nas do tej ofiary; nie możemy ani tak rano wstawać, ani regularnie stosować się do godzin nauki – byłoby to bardzo niedogodnem i utrudzającem – i uwzględniając swoją swobodę i wygody, oddaje się córkę na pensyę.

Konstanty Pomian, Kilka oderwanych myśli o rodzinie, kobiecie i małżeństwie, w: „Tygodnik mód i powieści”, 1873

 

Snać nie wyniosły stamtąd nic prócz potrzeby komfortu za jakąbądź cenę. Uczono je języków i muzyki, gracji i estetyki, ale tak przy tych jak i innych przedmiotach nie wykształcono serca i zdrowego rozsądku. Imaginacja zostawiona samej sobie lub zgubnym wpływom ubocznym wykołysała się w chorobliwą entazę i dziwne marzenia o przyszłych hołdach i poklaskach. Prawdziwie wzniosłe struny ducha pozostały nie naciągnięte, lub porwano je na świecące mamidełka. Słońce prawdy i życia nie oświeciło i nieogrzało tych sztucznych roślinek cieplarni.

 Jan Maurycy Kamiński, O prostytucji, Warszawa 1875

 

Zesummowawszy to razem: wielkie znaczenie uczucia w przeznaczeniu kobiety i wpływ, który na rozwój tego uczucia wywiera wychowanie macierzyńskie, łączące się z wpływem życia wśród rodziny, życia przy ognisku domowem, trzeba wychowanie to uznać nietylko za najlepsze, ale za jedynie dobre. Wszelkie inne o tyle tylko dobrem być może, o ile się do pierwowzoru swego: do wychowania macierzyńskiego zbliża i naśladować je potrafi. A dzieje się to wtedy tylko, gdy władza wychowawcza nie same atrybuta władzy rodzicielskiej przybiera, ale i jej działalność, choć do pewnego stopnia, wywierać jest w stanie, gdy otoczenie dziewczęcia choć do pewnego stopnia charakter rodzinny zachowuje i dom przypomina. Potrzeba do tego nieodwołalnie kółka tak niewielkiego, gromadki towarzyszek o tyle nielicznej, aby dziewczę pozostało wśród gromadki owej osobistością, nie stając się jednostką w tłumie; aby występować mogło przed wzrok, przed troskliwość władzy wychowawczej jako osobistość ze swoją dobrą i złą stroną, którejby nie zacierał regulamin, trzymający wychowanki w porządku szeregowym. To też wszelkie pensye, będące zbiorowiskami licznemi, uważam pod względem wychowawczem za złe, stanowczo złe: mogą to być szkoły mniej więcej wzorowe, doskonałe nawet, nie mniej jako zakłady wychowacze dobremi nie są. Śmiało to piszę, a nawet idę dalej: pensye zakładami wychowawczemi zgoła nie są. Są to przedewszystkiem szkoły—szkoły, które dla dogodności uczennic ze stron dalszych dają im dach i stół na miejscu; dołącza się do tego pewna opieka, oraz karność, porządek utrzymująca, i nic już nad to, albo bardzo niewiele. Mimo najlepszych chęci przełożonych inaczej być nie może, bo natura rzeczy na nic innego nie pozwala. Dla celów nauki głównie wzniesione, cele te na pierwszym planie mając, z tej przyczyny tak licznemi się czynią, aby liczba przez oddziaływanie swe na ekonomiczne strony zakładu, pozwalała przy koszcie pomiernym, dla ogółu klass średnio-zamożnych przystępnym, na naukę jaknajlepszą. Korzyść tak uprzystępnionej nauki jest ogromną, ale widzimy też, że tu ona, ta nauka, tak na pierwszem miejscu stoi, iż właściwe wychowanie we swoich wymogach pedagogicznych na dalszy plan odsuwa.

Maria Ilnicka, Nauka i wychowanie dziewcząt. W domu czy poza domem?, w: Bluszcz, 1878

 

W epoce, gdy nieklasztorne, prywatne szkoły dziewcząt powstawać zaczynały, inny układ społeczny i ekonomiczny, inne klas uwarstwowanie i dążność sprawiały, że nie był to taki natłok, takie gromady liczne, za nauką dążące i ztąd pensyonarki szkół owych w liczbie ograniczonej i przy krótszym nauki terminie, mniej były narażone na ujemne strony wychowania po-za domem. Dziś liczba uczących się dziewcząt rośnie i coraz rosnąć będzie: czyżby zatem nie godziłoby się pomyślić, że przedawniony porządek rzeczy coraz szkodliwszym się staje, że należy go w wielu punktach zmienić, w wielu punktach przetworzyć na rzeczy nowe, nowem potrzebom odpowiedniejsze? Otóż na wzór tego jak się dzieje dla chłopców, powinnyby powstawać pensyjki drobne: rozumna, uczciwa matka mająca córki, które się uczą, rozumna, uczciwa rodzina, posiadająca w gronie swojem osobę, wychowaniem kierować zdolną, mogłyby otwierać swoje ogniska domowe dla dziewcząt, ze wsi na naukę przybywających, a szkoła, właściwą szkołą pozostając, niechby się opierała przeważnie na uczennicach przychodnich, pensyonat swój ograniczając do liczby kilkunastu conajwięcej dziewcząt. I to już tak wiele, ale wiem, niestety! że w przedsięwzięciach, które i ekonomiczną stroną uwzględniać muszą, zachód, mozoł ponoszony opłacać się powinien, co jest rzeczą naturalną i godziwą: niemniej jednak dla tych różnych konieczności, które się tu zbiegają, na pensyonarki oddawane by być powinny przeważnie panny potrzebujące już tylko dokończenia edukacyi, panny między 15 a 17 rokiem życia, które już grunt wychowania domowego posiadają i długo poza domem przebywać nie będą.

Maria Ilnicka, Nauka i wychowanie dziewcząt. W domu czy poza domem?, w: Bluszcz, 1878

 

Otóż na wzór tego, jak się dzieje dla chłopców, powinniby powstawać pensyjki drobne: rozumna, uczciwa matka, mająca córki, które się uczą, rozumna, uczciwa rodzina, posiadająca w gronie swojem osobę, wychowaniem kierować zdolną, mogłyby otwierać swoje ogniska domowe dla dziewcząt, ze wsi na naukę przybywających, a szkoła, właściwą szkołą pozostając, niechby się opierała przeważnie na uczennicach przychodnich, pensyonat swój ograniczając do liczby kilkunastu najwięcej dziewcząt. I to już wiele, ale wiem, niestety! Że w przedsięwzięciach, które i ekonomiczną stronę uwzględniać muszą, zachód, mozoł ponoszony opłacać się powinien, co jest rzeczą naturalną i godziwą: niemniej jednak dla tych różnych konieczności, które się tu zbiegają, na pensyonarki oddawaneby być powinny przeważnie panny potrzebujące już tyko dokończenia edukacyi, panny między 15 a 17 rokiem życia, które już grunt wychowania domowego posiadają i długo po za domem przebywać nie będą.

  Maria Ilnicka, Nauka i wychowanie dziewcząt w domu czy poza domem? w: Kolęda dla gospodyń, 1880

 

Stąd wypada, że mając do wyboru posyłanie codzienne córki na pensyją, lub oddanie jej tam zupełne, pierwsze przełożyć należy, by dziecię w ciągłym z rodziną własną pozostawało stosunku; nad takie zaś wychowanie przełożyć wypada zostawienie dziewczęcia w domu i nauczanie domowe, jeżeli rodzice łożyć na nie są w stanie przynajmniej do lat 16-tu, to jest do chwili, w której poglądy panny stają się mniej chwiejne, a charakter i przekonanie pewną silę odporną nabyły.

 Zofia Kowerska, O wychowaniu macierzyńskiem, Warszawa 1881

 

A jednak pensyje mają niezawodną przyczynę bytu. Są w społeczeństwie nieodzownie potrzebne; są oświatą daną sierocie mającej grosz potrzebny na opłacenie nauki, ale dla której źródło macierzyńskich darów moralnych jest na wieki zamknięte. Niosą opiekę i światło tym dzieciom, które w rodzinnem gnieździe miałyby przykład rozterki, próżniactwa, lub były opuszczone przez matkę, zajętą pracą na chleb, pochłaniającą jej cały czas, lub przez światową wietrznicę, zostawiającą domowe ognisko wygasłem.
Niezgodne stadło odsuwa dzieci z domu, czując, jak zgubny przykład im daje; matka uboga duchem, czująca się niezdolną do wyboru nauczycielki i kierownictwa domowego dzieckiem, przelewa swoje prawa na pensy ją; czyni to także, jeżeli nie potrafiła ustalić swej władzy nad dzieckiem i widzi, że jest ono nieposłuszne, lekceważące i nie szanujące rodziców.
Dziewczę niezamożne na pensyi znajduje uzdolnienie do przyszłego nauczycielskiego zawodu; zakłady przeto naukowe żeńskie niezawodnie wielkie usługi społeczeństwu oddają; lecz nic zapominajmy, że są tylko surogatem, zastąpieniem rodziny; nigdy wszakże o lepsze z nią walczyć nie mogą. Stąd wypada, że mając do wyboru posyłanie codzienne córki na pensyją, lub oddanie jej tam zupełne, pierwsze przełożyć należy, by dziecię w ciągłym z rodziną własną zostawało stosunku; nad takie zaś wychowanic przełożyć wypada zostawienie dziewczęcia w domu i nauczanie domowe, jeżeli rodzice łożyć na nic są wstanie przynajmniej do lat 16-tu, to jest do chwili, w której już poglądy panny stają się mniej chwiejne, a charakter i przekonanie pewną siłę odporną nabyły. Wcześniejsze usunięcie dziewczęcia z pod wpływu matki rozsądnej i cnotliwej, musi mu przynieść szkodę.

 Zofia Kowerska, O wychowaniu macierzyńskiem, Warszawa 1881

 

Wpływ zakładu wychowawczego, pozbawionego z swej natury miłości macierzyńskiej, oddziaływającej na miłość dziecięcia, musi wyglądać bardzo blado, porównany z wpływami rodziny.
Dopiero gdy w 16-tu lub 17-tu latach córka, jako indywidualność do pewnego stopnia się wyrobi, można wyższy zakład naukowy uznać dla niej za korzystne ze wszech miar dopełnienie wychowania.

 Zofia Kowerska, O wychowaniu macierzyńskiem, Warszawa 1881

 

Przeciwnie, istnieje w społeczeństwie naszem rozpowszechniony przesąd przeciw szkolnemu kształceniu dziewcząt tak dalece, iż bezkrytycznie jest on przyjęty przez większą część rodzin, które, kosztem jakich bądź ofiar, starają się dać córkom wychowanie domowe, w tem przekonaniu, że najlepsza nawet pensya takowego zastąpić nie może.
Zdanie to wypowiedziała kiedyś Hofmanowa, poparte więc taką powagą, wrosło ono w nasze społeczeństwo i przechodziło spokojnie z pokolenia w pokolenie, jako zasada, nie ulegająca wątpliwości żadnej.
Ale, jakeśmy to widzieli poprzednio, błogi, spokój, wyrobiony przekonaniem, że załatwiono się raz ostatecznie z kwestyą wychowania kobiecego, przerwało życie niemiłosiernemi koniecznościami swemi.
Hofmanowa, jakkolwiek chcą w niej widzieć niektórzy prototyp kobiety, rozumiejącej potrzeby wieku i dbałej o wykształcenie niewieście, rozumiała je tylko odnośnie do czasu, w którym żyła, a plan, jaki zakreślała wykształceniu płci swojej, nie miał nic gruntownego i nie wychodził bynajmniej po za zakres powierzchownych wiadomości, mogących co najwięcej uprzyjemnić salon.
Wszelką istotną wiedzę, wszelką naukę ścisłą, Hofmanowa potępiała stanowczo, jako dla kobiety niepotrzebną, niewłaściwą, a nawet szkodliwą, gdyż, według jej charakterystycznego wyrażenia, taka nauka miała wysuszać serce i pozbawiać kobietę jej właściwego wdzięku.
Dziwić się temu zdaniu nie można. Hofmanowa należała do szkoły, która kobietę najzupełniej podporządkowywała mężczyźnie i nie pojmowała konieczności czasu, który twardymi warunkami swymi zmusza ją być samoistną.
Ze stanowiska dawnego płynął cały szereg następstw, wprost sprzecznych z postulatami obecnemi i naturalnie pielęgnowano w kobiecie głównie te strony, które dzisiaj nie mogą znieść krytyki i koniecznie ustąpić muszą przed racyonalnemi wymaganiami życia.
Jeśli przypatrzymy się tym stronom, zrozumiemy łatwo niechęć dawniejszą do wychowania szkolnego dziewcząt, – nie żądano bowiem dla nich wiedzy istotnej, niepodobnej prawie do nabycia w wychowaniu domowem, przy średnich środkach materyalnych, a uważano na szkody moralne, jakie, wedle ówczesnych pojęć, szkoła przynieść mogła.
Uważano, że rozwinięcie strony praktycznej charakteru, poznanie życia i świata, było dla kobiety zupełnie niepotrzebne, a nawet szkodliwe, gdyż odbierało jej złudzenia i ten główny, najgłówniejszy z przymiotów, który pielęgnowano w niej z nieporównaną pieczołowitością – nieświadomość.
Tajemnicą dla niej miało być nie tylko cały układ społeczny, zło każde, które się w nim znajduje, a przedewszystkiem fizyologiczny układ własnego organizmu i co zatem idzie – z wychowania kobiecego musiało być usunięte to wszystko, co życie, przedstawia w naturalnych kolorach, z programatu naukowego, wiadomości przyrodnicze, gdyż właśnie tłómaczą one organiczne prawa, rządzące zarówno rośliną, jak człowiekiem.
Naturalnie więc wychowanie szkolne, gromadzące w jednej sali dziewczęta wzrosłe pod rozmaitymi stopniami pieczołowitości, musiało być wstrętne dla troskliwych matek, gdyż mogło naruszyć przymiot, uważany za naczelny w dziewczętach, nieświadomość.
Był to w gruncie główny zarzut, czyniony szkołom żeńskim i dla tego trwa on do dziś dnia; bo wszelkie ustępstwa robione w praktyce nowym prądom naszego racyonalnego wieku, nie zdołały dotąd zachwiać powagi fundamentalnego przesądu wychowania niewieściego i dla tego to ustępstwa te są tak połowiczne i wywołują nieraz zajścia, pełne komizmu,– zajścia, będące starciem dawnych zasad z nowemi potrzebami, w jakim bądź ściśle określonym zakresie.
Takich drażliwych punktów pełno jest w naukach przyrodniczych w ogóle, w szczególności zaś ma ich mnóstwo zoologia i hygiena. Od biedy jednak można zoologię wyrzucić z programu szkolnego; ale jak tu nie uczyć kobiety hygieny, zwłaszcza; przedstawiając jej co chwila, iż jedynie powołaną jest być żoną, matką, gospodynią domu, a wszakże znajomość hygieny na tem właśnie stanowisku uważaną jest coraz więcej za niezbędną.

Walerya Marrené, Przesądy w wychowaniu. Studyum pedagogiczne przez, Wilno 1881

 

Co prawda, nauka na pensyi też coś znaczy, pewne cele osiąga, ale, niestety, po największej części daje ona bardzo mało właśnie pod względem rozwijania umysłu. Ponieważ jeszcze teraz nie pozbyliśmy się przekonania, że nauka jest dla kobiet zbyteczną i że o tyle tylko trzeba je kształcić, o ile to się przydać może na życie codzienne, z dodatkiem tych przedmiotów, które mianowano dawniej talentami, a które miały na celu wdzięk i przystrój, przeto plan nauk na pensyach do takich pojęć stosowany bywa. Nie ma on na celu rozwoju i umysłowego dojrzewania, czyni zadosyć potrzebie przyswojenia wiadomości niezbędnych. Ztąd idą rachunki (dziś szumnie matematyką zwane), jakieś bardzo ogólnikowe elementa przyrodoznawstwa, języki z ostatecznym celem najpobieżniejszej konwersacyi i po odrobince z historyi, z geografii... niby estetyka, niby hygiena, niby literatura, wszystko w zakresach jaknajszczuplejszych, aby nie przekroczyło kilkoletniego kursu. Co ważniejsza, wszystkie te przedmioty nie bywają wykładane gruntownie i zasadniczo, ale pobieżnie i powierzchownie, a to właśnie sprawia, że w tej „nauce pensyonarskiej" umysł się nie ćwiczy, nie rozwija, nie dojrzewa tak, aby był przygotowany do studyów wyższych.

S.I., Znaczenie kursu gimnazyalnego dla kobiet, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1890

 

Nauczycielka domowa jednak powinna być tylko do początków, na to, aby przygotować panienkę do jakiegoś zakładu naukowego. Tam, w zetknięciu z koleżankami, wyrobi się charakter, zamiłowanie wiedzy, pod wpływem różnorodnych prądów ukształtuje pogląd na świat. 
W naszych warunkach najodpowiedniejszemi się mi wydają 7 klasowe pensye warszawskie. Dają one wykształcenie ogólne dość obszerne, a przedewszystkiem możność otrzymania patentu, a zatem ewentualnie umożliwiają wstęp do uniwersytetu. Przytem Warszawa sama przez się, z swoim wybitnym ruchem umysłowym i społecznym ogromnie ożywczo wpływa na młode umysły.

Melania Stempkowska, O wychowaniu kobiet, w: Dobra Gospodyni”, 1902

 

Odpowiedź wypada przecząco: nie spotkałam panny, któraby nie odczuwała silnie rozdźwięku między tem, co sobie wymarzyła, a tem, co jej dało życie. Trzy są główne rodzaje wychowania kobiet, a czyż choć jedno z nich daje im możność zabezpieczenia bytu sobie i swej rodzinie w razie potrzeby, czyż choć jedno uzbraja je do walki z życiem?
Co daje klasztor? znajomość obcych języków i pięknych manier; zaszczepia natomiast w duszy dziewczęcej zupełnie odrębny, idealny pogląd na świat, po to, by dziewczę, opuściwszy mury klasztorne z zupełną nieznajomością świata i ludzi, spotykało się na każdym kroku z rozczarowaniem, by widziało złotą pajęczynę swej wiary i ufności na strzępy podartą?
A wychowanie domowe? Trzy kardynalne wady cechują je: częsta zmiana nauczycielek, nauka niesystematyczna, bez żadnego z góry określonego planu, gdyż każda z wychowawczyń za punkt honoru uważa potępienie programu swej poprzedniczki i zastosowanie innego, wreszcie edukacya domowa nie daje żadnych podstaw do samodzielnej pracy.
W najkorzystniejszem położeniu znajdują się panny, pobierające naukę na pensyach: program jest dość obszerny, nadto pensye dają możność uzyskania dyplomu i otwierają drogę do dalszego kształcenia się, w miarę chęci danej jednostki. W tem tylko bieda, że chęci te pozostają najczęściej niezaspokojone.

Felicya Wyleżyńska, Nasz kwestyonaryusz panieński, w: „Bluszcz”, 1902

 

Nauka na wsi ma bardzo wiele stron dodatnich i przy odpowiedniem nią pokierowaniu, każda z naszych dziewcząt może tylko zyskać na tem, gdy jak najdłużej pozostanie pod okiem matki, oddychając wiejskiem świeżem powietrzem, zamiast wciągać w piersi niezdrowe miazmaty miejskie i podlegać denerwującym wpływom tegoż miasta w wieku, kiedy odporność na nie jest jak najmniejsza.

M. Łopuszańska, Wykształcenie domowe, w: „Dobra Gospodyni”, 1904

 

Bohaterka „Dwóch sióstr”, książki chwalącej przede wszystkim życie na wsi, w ogóle nie odbiera formalnej edukacji, co zdaniem rodziny jest lepszym wyborem niż pensja w mieście.

–  Naprawdę, jak cię kocham, siostrzyczko; nie wyobrażałam sobie, że będę mogła z tobą tak poufale rozmawiać, jak z dorosłą osobą; nieraz spotykałam siedemnastoletnie panienki, bardziej dziecinne od ciebie. Gdym ja była w twoim wieku, traktowano mnie jeszcze zupełnie, jak dzieciaka. Musiał to sprawić jakiś wyborny systemat wychowania.
–  Albo ja wiem; – odrzekłam, śmiejąc się – to pewna, że ja się wychowuję według jakiegoś niezwykłego systematu i nie powiem, ażeby mi z tem źle było. Dziwisz się, Janeczko, nie widząc u nas nauczycielki; ale ja nigdy nauczycielki nie miałam, uczyłam się potrosze od wszystkich, od ojca, mamy, cioci, a teraz uczę się sama.
– Jakto sama?' Nikt ci nie wykłada, nie zadaje lekcy i wypracowań? Jakimże ty sposobem się uczysz?
– Mam dużo książek naukowych; widziałaś, co tam tego w naszej bibliotece. Ojciec niezmiernie lubi książki, powiada, że to jedyny zbytek, na który sobie pozwala, ciągle też potrosze kupuje nowe, a tym sposobem, powoli, ziarnko do ziarnka, utworzył się zbiorek spory. Mama nauczyła mię po francusku i po niemiecku, głównie dlatego, żebym mogła korzystać z wybornych dzieł naukowych, pisanych w tych językach, teraz uczę się znów po angielsku, także prawie sama, z pomocą cioci Tereni. Ona ma bardzo dużo zajęcia, nie może siedzieć nade mną godzinami, więc dała mi wyborną metodę, wskazuje kiedyniekiedy, jak mam się brać do tego, dopomaga mi z wymawianiem i już zaczynam wcale nieźle czytać i rozumieć. Będę więc mogła z czasem i z angielskich książek się uczyć, a to rzecz bardzo ważna, bo w obcej literaturze mnóstwo jest dzieł naukowych, tak przystępnych, popularnych, jakto nazywają, że łatwo zrozumieć z nich wszystko, bez pomocy nauczyciela.
– Ależ to zawsze musi być bardzo trudno samej się czegoś nauczyć z książki, bez ustnego wykładu; – mówiła Janka – ty chyba, moja Kaziu, masz jakieś wyjątkowe zdolności.
– Ej, nie sądzę: – odezwał się ojciec, który w tej chwili zbliżył się do nas niepostrzeżenie – roztropna z niej dziewuszka, to prawda, ale żeby aż wyjątkowe miała zdolności! Widzisz córeczko, – mówił dalej, siadając na sofie obok Janiny, która się pieszczotliwie do niego przytuliła – myśmy się długo nad tem naradzali z moją żoną, jak pokierować wychowaniem Kazi. Nauczycielkę wziąć do domu, osobę tak wykształconą, aby mogła wszystkie nauki wykładać porządnie, to dla nas, ludzi nie bogatych, koszt i kłopot niesłychany. Nie mówiąc już o tem, że o taką encyklopedya żyjącą bardzo nie łatwo, a chcąc panience, na wsi mieszkającej, dać prawdziwie wyższe wykształcenie, trzebaby mieć do tego kilka osób. Z drugiej strony, nie mieliśmy żadnej ochoty oddawać Kazi do miasta na pensyą. Odwykłaby dziewczyna zupełnie od zajęć domowych, nauczyłaby się wprawdzie różnych mądrości, ale zato, powróciwszy do nas po latach kilku, nie miałaby żadnego wyobrażenia o gospodarstwie, możeby nawet i upodobanie do niego straciła, zasmakowawszy w bruku miejskim.
– O, to, to nie, ojczulku, – przerwałam w tem miejscu – jabym lubiła czasem pojechać do miasta na parę dni, obaczyć coś nowego, ale mieszkać tam nie chciałabym za nic.
– Ja też sądziłem, że skoro masz później żyć na wsi, powinnaś się na wsi wychowywać. Systematyczne wykłady na pensyi, patent z ukończenia nauk, wszystko to są rzeczy piękne, przydałoby ci się to, gdybyś naprzykład miała zostać nauczycielką...

Maria Julia Zaleska, Dwie siostry. Opowiadanie z życia młodych dziewcząt, Warszawa 1888