Ślub był wydarzeniem bardzo uroczystym. Wszystko, co się z nim wiązało, było starannie skodyfikowane przez obyczaj. Przepisy należytego zachowania określały więc nie tylko zachowanie podczas samego obrzędu (odbywającego się zawsze w kościele, gdyż ślubów cywilnych nie było), ale też wszelkie przygotowania – ubieranie panny młodej, prezenty dla druhen i drużbów, przemieszczanie się do kościoła. Także podział kosztów wiążących się z ceremonią i ewentualnym weselem był starannie określony. Eksperci od zachowania poświęcali wiele uwagi zachowaniu panny młodej w kościele – powinna wyglądać skromnie i poważnie. Nie powinna jednak płakać. O zasadach zachowania się pana młodego nie ma wzmianek.

Inaczej niż dzisiaj wyglądało podchodzenie pary młodej do ołtarza – pannę młodą prowadziło dwóch drużbów, a pana młodego druhny (wcześniej, podczas przygotowań i jazdy do kościoła, druhny towarzyszyły pannie młodej, a drużbowie panu). Natomiast od ołtarza odprowadzali młodą żonę stateczni, żonaci członkowie rodziny, a męża – szacowne matrony. Pod koniec wieku ten zwyczaj zaczął zanikać, gdyż pojawiają się też wzmianki, że para młoda może podchodzić do ołtarza sama, pod rękę.

Uroczystościom ślubnym często też towarzyszyły akty dobroczynności. Minimum było rozdanie hojnych datków służbie i ewentualnym pracownikom, ale czasami państwo młodzi lub ich krewni okazywali większą hojność.

Wesele w formie balu nie było obowiązkowe, można było także podjąć zaproszonych gości śniadaniem lub obiadem, albo nie urządzać w ogóle nic. Czasami młoda para zaraz po ślubie wyjeżdżała w podróż poślubną lub do wiejskiego majątku.

Ponowny ślub wdowy był znacznie mniej huczny, nie przysługiwała jej też suknia ślubna z welonem. Zalecano ograniczyć liczbę zaproszonych gości do najbliższej rodziny.

 

Jadąc do ślubu, w pierwszym powozie siada w głębi po prawej stronie panna młoda, obok niej jej matka, na przodzie ojciec. Drugim powozem z kolei jedzie pan młody, który zajmuje honorowe miejsce, obok niego matka, na przodzie ojciec. Następnie zjeżdża powóz druchen, później powóz drużbów i świadków, dalej inni członkowie rodziny.
Drużbowie wprowadzają pannę młodą do kościoła i towarzyszą jej do ołtarza samego. Druchny wiodą pana młodego. W ciągu tego pochodu równie jak i w czasie całej ceremonii panna młoda powinna mieć postawę skromną i oczy w dół spuszczone. Smutną jednak być nie wypada, a szczególniej nie należy płakać. Przy włożeniu obrączki powinna zdjąć rękawiczkę z ręki, na zapytanie księdza odpowiadać wyraźnie.

Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876

 

Od ołtarza odprowadzają państwa młodych rodzice albo starsi krewni, którzy im takowych zastępują, zawsze jednak w ten sposób, że kobiety prowadzą pana młodego, a mężczyźni pannę młodą. Przechodząc teraz z powrotem panna młoda może mieć oczy wzniesione w górę i nawet kłaniać się uprzejmie osobom zgromadzonym. Pozdrawiającym ją słowem lub skinieniem głowy. U drzwi kościoła pan młody podaje jej rękę i wsiadają razem do własnego powozu, powóz bowiem pana młodego staje się ich wspólnym.

Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876

 

Narzeczony w dzień ślubu składa swojej przyszłej piękne prezenta. Toż samo robią jego i jej krewni. La corbeille de mariage, czyli zgromadzenie podarków w pięknej i ozdobnej szkatułce, nie używanem jest u nas. We Francyi zaś jest zwyczajem tradycyonalnym, od którego nie wolno odstąpić.

Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876

 

Pan młody powinien ofiarować pamiątkowe podarki osobie, która ułożyła małżeństwo, siostrom i braciom swej przyszłej oraz swemu drużbie. Datki pieniężne szczodrze powinny być rozdzielone pomiędzy służbę w domu panny młodej. Ta ostatnia rozdaje drobne podarki swoim najbliższym przyjaciółkom, swoim nauczycielkom, pannie służącej i mamce lub niańce, jeśli te żyją jeszcze.

Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876

 

Nikt nie bierze ślubu w ciągu żałoby. Jeśli okoliczności zmuszają do tego, zaraz nazajutrz po ślubie, tak mąż jak żona, napowrót przywdziewają żałobne suknie. W wyjątkowych tylko wypadkach ślub może mieć miejsce, jeśli ktokolwiek z członków najbliższej rodziny jest mocno chorym. Najlepiej w takim razie odłożyć zamęście na jakiś czas.

Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876

 

W dniu ślubu, narzeczony przybywa ze swą rodziną po narzeczoną, oddając jej bukiet cały z białych kwiatów.
Koszta powozów i ceremonii ślubnej, ponosi pan młody, a przeciwnie koszta uczty czy balu, rodzice panny młodej.

Spirydion, Kodeks światowy czyli Znajomość życia we wszelkich stosunkach z ludźmi. Na podstawie dzieł Pani d'Alq ułożył, Warszawa, Kraków 1881

 

Nieprzyzwoitością jest, gdy młoda panna zwraca głowę niedbale w tę lub ową stronę, powaga i wstydliwość, nakazują tu mimowoli pochylić skromnie głowę. Niemiłem też bywa dla pana młodego, gdy jego przyszła – jakto się zdarza często –  tak jest wzruszoną iż się zanosi od szlochu lub mdleje – wzruszenie nie powinno tu przechodzić w rozpacz, jeżeli wybór był dobrowolny.
Panna młoda zdejmuje przy ołtarzu rękawiczkę, gdy ma wdziać pierścionek, a na zapytania kapłana ma odpowiadać głosem zrozumiałym.

Spirydion, Kodeks światowy czyli Znajomość życia we wszelkich stosunkach z ludźmi. Na podstawie dzieł Pani d'Alq ułożył, Warszawa, Kraków 1881

 

Zaproszonym należy być w kościele przed przybyciem państwa młodych, a również nie wypada im pod żadnym pozorem wyjść, zanim przedtem nie powitają w zakrystyi panny młodej. Jeżeli znają tylko pana młodego a jej nie, w takim razie on przedstawia ich swej żonie, której wypada znaleźć uprzejme słówko dla każdego. Panna młoda nie przedstawia swego męża, chociażby zaproszeni w najpoufalszych byli stosunkach z zaślubionymi, nie powinni ich jednak w takiej chwili długo zatrzymywać; uściśnienie ręki, krótkie serdeczne słowo, wystarcza tu zupełnie. Można jeszcze ostatni raz pożegnać państwa młodych przy wyjściu.

Spirydion, Kodeks światowy czyli Znajomość życia we wszelkich stosunkach z ludźmi. Na podstawie dzieł Pani d'Alq ułożył, Warszawa, Kraków 1881

 

Marya z Sapiehów hr. Potocka nadesłała do biura Nędzy wyjątkowej 1,000 rs. dla rozdania pi 20 rs. między 50 rodzin najuboższych, a znaczną liczbą dzieci obdarzonych. Dar ten jest pamiątką zaślubin córki jej, Izabelli, z hr. Romanem Potockim. Chrześcijański to, ludzki sposób uświęcenia radości rodzinnych.

Kronika działalności kobiecej, w: „Bluszcz”, 1882

 

U protestantów do ślubu pannę młodą prowadzi ojciec pana młodego, u katolików czynią to przyjaciele pana młodego — i pod tym względem dobry ton nic nie przestrzega stanowczego.

Wskazówka dobrego tonu dla dorastających panienek, Lwów, 1882

 

Po ślubie składają się tyczenia i następuje powrót do domu, — najlepiej, jeżeli będzie to dom rodzicielski jednej z osób młodej pary; często jednak i hotel zastępuje ognisko domowe.
Po wieczerzy następują tańce, a jeżeli nowopobrani udają się w podróż, rozstają się z gośćmi w kostjumie podróżnym. Zwyczaj podróżowania po ślubie ustalił się w klasach wyższych. Jeżeli jednak młode małżeństwo zostaje na miejscu, najlepiej będzie zostawić je same i nie nachodzić natrętnie. Ponieważ podróże poślubne jednak stale weszły w program mody, a zatem zaprzeczyć nie można, iż należą do dobrego tonu.

Wskazówka dobrego tonu dla dorastających panienek, Lwów, 1882

 

Rok temu także z powodu zaślubin Hr. L. Krasińskiego wszyscy pracujący w założonej przez niego fabryce rogowej wraz z rodzinami swojemi suto ugoszczeni zostali wesołą majówką.

Zygzak, Z dwóch tygodni, w: „Moda”, 1883

 

Do naśladowania.
W tych dniach w godzinach przedpołudniowych został zawarty związek małżeński młodej, kochającej się pary.
Na wyraźne żądanie państwa młodych, którzy przedtem cały planik wzajemnie ułożyli, nie było żadnego wesela, tylko po skończonym obrzędzie nowożeńcy prosto z kościoła wyjechali, ale nie za granicę, tylko do siebie na wieś...
Ponieważ koszta weselne miały przypuszczalnie wynosić około 500 rs. więc sumę tę przeznaczono na posag dla ubogiej szwaczki, która tego samego dnia brała ślub z robotnikiem fabrycznym.
Chwalebne!

„Kurier Warszawski”, 1884

 

Wszelkie koszta ceremonii ślubnej, zapowiedzi i formalności należą do pana młodego.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom I, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1888

 

Skoro wszyscy goście się zbiorą, pan młody podaje rękę pannie młodej i oboje proszą o błogosławieństwo rodziców i krewnych. Do kościoła jedzie pierwszy pan młody z drużbami, potem orszak weselny, a na końcu panna młoda z matką i druchnami.
Do ołtarza prowadzą pannę młodą dwaj pierwsi drużbowie, koniecznie kawalerowie, zwykle bracia jej i pana młodego, krewni albo przyjaciele tego ostatniego. Pana młodego wiodą druchny, panny, siostry państwa młodych, krewne lub przyjaciółki oblubienicy. Po skończonym obrzędzie pannę młodą od ołtarza odprowadzają dwaj najpoważniejsi wiekiem i stanowiskiem mężczyźni, zwykle jej ojciec i jego, albo krewni, albo jacy dygnitarze obecni na ceremonii. Panu młodemu towarzyszą dwie najpoważniejsze matrony, zazwyczaj jego matka i matka oblubienicy. Drużbowie prowadzą druchny.
Panna młoda powinna unikać zbyt widocznych objawów wzruszenia, łkania, płaczu i t. p., bo przecież nikt jej nie przymusza. Z drugiej strony oglądanie się na strony, ukłony i uśmiechy są niewłaściwe w takiej chwili.
Drużbów zaprasza pan młody, druchny panna młoda; liczba tak jednych, jak drugich może dochodzie do dwunastu nawet. Starsza druchna przypina wszystkim bukiety i przy ceremonii podaje obrączki, które są powierzone jej pieczy.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom I, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1888

 

Zwyczajem jest, że pan młody ofiarowuje drużbom i druchnom, a często nawet i wszystkim gościom, złote szpilki lub pierścionki z wyrytą datą ślubu i pierwszemi cyframi oblubieńców. On także dostarcza bukiecików dla drużbów i druchen, a pannie młodej wręcza bukiet ślubny z samych białych kwiatów.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom I, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1888

 

Od ślubu państwo młodzi jadą, razem w jego karecie.

Skarbiec dla rodzin w mieście i na wsi, tom I, Wydawnictwo Biesiady Literackiej, Warszawa 1888

 

Zuli de l’Enclos. 1) Suknia czarna dla matki panny młodej nie jest w zasadzie przyjęta. Wobec jednak silnego skłaniania się mody ku barwom ciemnym, może być zastosowana, z dodaniem piór kolorowych na głowie i u stanika. 2) Panie i panowie w przedsionku kościoła lub w zakrystyi futra zdejmują, inaczej orszak weselny nosiłby charakter codzienny i różnolity. Panie, przy ślubie wieczornym, pod żadnym pozorem nie noszą kapeluszy. Zastępuje miejsce ich dla panien kwiatek lub nic zgoła, dla mężatek egretka z piór i, kto je posiada, dyamenty, lecz w bardzo małej ilości użyte, dla matron wreszcie czepeczek, złożony nie z egretki już, ale z dużego pióra i kawałka koronki. 3) Suknię atłasową, radzimy pokryć czarnym tiulem haftowanym lub czarną koronką; będzie to ostatni wyraz mody. Dla osoby młodziutkiej jednak, i blondynki, lepszy biały tiul lub gaza. Atłas sam nie przyjęty jest dzisiaj. 4) Co do kolacyi, zastrzegamy iż długi szereg potraw wyszedł z użycia. Doradzać ménu, nie znając środków, jakiemi kto rozporządza, nader jest trudno. Możemy przy obfitości zwierzyny na wsi podać do wyboru: 1) pasztet i majonezy, 2) pieczeń sarnią i drób wytworniejszy, na przykład afrykanki, bażanty lub indyki, 3) legominy, owoce, cukry, czarną kawę. Wszystko to daje się przyrządzić w domu. Stół należy przybrać choćby najskromniejszemi kwiatami.

Odpowiedzi od redakcyi, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1892

 

Koniec miesiąca Kwietnia jest terminem ślubów, po skończeniu postu i uroczystości kościelnych a przed Majem, do którego przyplątany przesąd, że jest niepomyślnym dla nowożeńców. I dziwna rzecz dlaczego budzi obawę ten najpoetyczniejszy miesiąc bzów, konwalii, narcyzów i słowików? Omijają go powszechnie, woląc Kwiecień lub dalsze letnie miesięce.

O ubiorach, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1897


Pannę młodą do ołtarza prowadzą drużbowie, pana młodego druchny. Od ołtarza odprowadza pannę młodą ojciec pana młodego, łub w ogóle starszy jaki krewny, pana młodego prowadzi teściowa, lub jaka w podeszłym wieku krewna. Z zakrystyi dopiero lub z przed kościoła pan młody prowadzi swoją żonę i razem z nią do dowozu siada.

Jak żyć z ludźmi? Popularny wykład zwyczajów towarzyskich. Wydanie trzecie, Warszawa, 1898

 

Zaproszeni, jeśli nie są znani pannie młodej, powinni jej być przedstawieni w zakrystyi przez pana młodego — ale panna młoda męża swoim znajomym nie powinna przedstawiać.

Jak żyć z ludźmi? Popularny wykład zwyczajów towarzyskich. Wydanie trzecie, Warszawa, 1898

 

Panna wychodząca za mąż poza krajem rodzinnym, lub zdala od rodziny, obiera mieszkanie u jakiejś powinowatej, lub dawnej przyjaciółki, cieszącej się dobrą opinią; tam się ubiera, i ztamtąd udaje się do kościoła.

Przewodnik życia światowego, Warszawa 1900

 

Wszyscy zaproszeni przybywają do domu panny młodej, i oczekują w salonie.  Jeśli są tam osoby, nie znające się nawzajem, inne ułatwiają im zaznajomienie. Panna młoda ukazuje się dopiero przed samym wyjazdem do kościoła. Wszyscy powinni przybyć do kościoła tak wcześnie, aby mieli czas ustawić się odpowiednio, przed przyjazdem państwa młodych; ci bowiem powinni wejść ostentacyjnie.
Przed samym wyjazdem państwo młodzi odbierają błogosławieństwo rodziców.

Przewodnik życia światowego, Warszawa 1900

 

Niekiedy położenie majątkowe zniewala do cichego ślubu i poprzestania na niezbędnych świadkach; wtedy dopiero po zawarciu ślubu zawiadamia się o jego odbyciu. Toalety są staranne, ale skromne, panna młoda przypina do stanika bukiecik pomarańczowy.

Przewodnik życia światowego, Warszawa 1900

 

Pani W. Z. Ubranie w dzień ślubu, przed tym aktem uroczystym jest zupełnie dowolne, gdyż zaproszeni goście nie widzą panny młodej aż do chwili, gdy wchodzi otoczona druchnami już w stroju ślubnym. W liście Sz. Pani niema wzmianki czy ślub ma być rano na Mszy Św., czy wieczorem – w mieście czy na wsi. W każdym razie tylko najbliższa rodzina lub przyjaciółki mogą przybyć w godzinach poprzedzających termin oznaczony w zaproszeniu. Do oczepin, o które Sz. Pani pyta, nie zmienia się toalety wcale, bo i oczepiny wyszły już dawno ze zwyczaju. Po zdjęciu welonu starsza wiekiem i stanowiskiem mężatka przypina do włosów bukiecik z kokardką ze wstążki lub podłożony rozetą z iluzyi, i to stanowi oczepiny! Wszak już oddawna młode mężatki zarzuciły wszelkie ubranka i czepeczki – noszą je tylko przy szlafroczku lub matince w rannych godzinach, w domu. Wogóle panna młoda zmienia strój ślubny tylko na kostyum podróżny, jeżeli ma wkrótce udać się w podróż poślubną.

Odpowiedzi od redakcyi, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1901

 

P. Halina B. Na zapytanie Pani odpowiadamy, że panowie powinni być we frakach, chyba że nie będzie zebrania liczniejszego, tylko najbliższa rodzina, która zechce to uwzględnić. Zwykle druchny kładą suknie kolorowe; jeżeli która ma białą toaletę, to niech doda przybranie kolorowe.

Odpowiedzi od redakcyi, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1901

 

Narzeczony w dzień ślubu składa swojej przyszłej piękne prezenty; toż samo robią jego i jej krewni. La corbeille de marriage, czyli zgromadzenie podarków w ozdobnej szkatułce, u nas nie jest używanem

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

A oto spis podarunków ślubnych stosunkowo skromnych:
Para kolczyków z brylantami. Zegarek złoty z łańcuszkiem. Brosza i bransoleta złota. Suknia jedwabna i sukienna. Futro. Sztuka koronek i dżetów. Wachlarz jedwabny w opr. szyldkretowej. Sakwojaż z przyborami. Kieszonki do biletów wizytowych. Portmonetka.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Panna młoda nie jest bynajmniej obowiązana obdarowywać narzeczonego; jeżeli jednak chce tego koniecznie, to może mu ofiarować garnitur spinek złotych, matowych, lub z prawdziwymi perłami, szpilkę do krawata lub brelok; za to jej rodzice dają mu zwykle zegarek, ładną laskę lub coś cennego do użytku.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Młodzi małżonkowie obowiązani są dać podarek tym osobom, które ich wyswatały. Znajomi bliżsi, świadkowie, rodzice narzeczonych, wszyscy zaproszeni obowiązani są dać podarunki młodej parze, a niekiedy podarunki te występują w postaci składkowej od kilku osób.
Narzeczona obdarza drobiazgami pamiątkowymi rodzeństwo przyszłego męża. Daje również prezent służącym i dawnej mamce, jeżeli utrzymuje z nią jeszcze stosunki. Tej ostatniej daje się zazwyczaj materiał na suknię i pieniądze na jej wykończenie.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Jeżeli małżeństwo nie dochodzi do skutku, strona zrywająca odsyła wszystkie podarki, ale zwykle zwrot ich jest wzajemny.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Jeżeli katolik żeni się z ewangieliczką, lub odwrotnie, i ślub ma się odbyć w kościołach obu wyznań, to w zaproszeniu wymienia się naprzód kościół panny młodej.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Pan młody zjawia się z bukietem weselnym; bukiet to niewielki, cały biały, z kwiatów niepachnących, w ładnej koronkowej podstawie. Bukiet w formie snopka może być ujęty w chusteczkę koronkową, którą podtrzymuje biała wstążka morowa.
Każdy z drużbów nadesłał również z rana swojej druchnie bukiet z róż w ujęciu koronkowem z wstążką białą; wszystkie te bukiety są miniaturowe (szyk największy).

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Na pięć minut przed wyruszeniem orszaku, pan młody wraz z matką panny młodej idą po nią i wprowadzają ją do salonu, gdzie od wszystkich obecnych otrzymuje życzenia. Istnieje wzruszający zwyczaj żegnania się panny z rodziną przez uklęknięcie, przyczem obu młodym starsze osoby błogosławią. Zwyczaj ten nie wyszedł wprawdzie z mody, że jednak powoduje zwykle łzy, a często i łkania, może byłoby lepiej go zaniechać, o ile panna młoda nie umie panować nad sobą.
W ogóle, zarówno na wyjezdnem z domu, jak i w kościele, panna powinna zachowywać lekki uśmiech na twarzy i nie okazywać żalu, który zawsze przykrość sprawia, zwłaszcza rodzinie pana młodego, do której wchodzi.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

W kruchcie kościelnej powinna się znajdować pokojowa lub szwaczka z zapasem igieł, nici, szpilek, dla zarządzenia natychmiastowych poprawek, gdyby się coś uszkodziło w stroju panny młodej.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Goście pana młodego stają po prawej, panny młodej po lewej w nawie kościelnej; gdyby jednak była rażąca przewaga jednej lub drugiej strony, to lepiej tego zaniechać.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Do ołtarza prowadzi pannę młodą jej ojciec, pana młodego jego matka – taką jest ostatnia moda; u nas jednak dotąd prowadzenie do ołtarza państwa młodych stanowi przywilej drużbów i druchen. Skoro więc ojciec wprowadzi pannę młodą do kościoła, z chóru da się słyszeć marsz weselny, w takt którego rozpoczyna pochód do ołtarza panna młoda z dwoma drużbami, opuszczając skromnie oczy i nie uśmiechając się do znajomych w kościele; tuż za nią podąża pan młody z dwiema druchnami, również poważny i niewitający znajomych. Dalej kroczą parami osoby orszaku, począwszy od najpoważniejszych.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Nie będziemy opisywali ceremonii ślubnej szczegółowo, nadmienimy tylko, że są dwa zwyczaje składania podpisów w kancelaryi kościelnej – przed ślubem i po ślubie; u nas obowiązuje pierwszy, jakkolwiek mniej właściwy, boć podpis nie stanowi jeszcze o zawartym związku, o którym decyduje solenne „tak” małżonków. Skoro jednak zwyczaj każe, przeto dwie pierwsze karety wraz z paroma karetami świadków z liczby najbliższych krewnych mężczyzn, zajeżdżają przed kancelaryę i stamtąd dopiero, po załatwieniu formalności podpisów, powracają do kościoła, poczem orszak wyrusza do ołtarza jak wyżej.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Panna młoda powinna zupełnie zapomnieć o toalecie, którą, zamiast niej, zajmie się jej matka i poprawi coś niecoś przed ołtarzem, w razie potrzeby.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Przy ślubach osób bardzo zamożnych, państwo młodzi, w oczekiwaniu na kapłana, siadają na przygotowanych fotelach, najczęściej jednak, i u nas wyłącznie prawie, przyszedłszy przed ołtarz, młodzi klękają na stopniach, może na przygotowanej poduszce, i wstają za wskazówkami księdza.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Obrączki ślubne (modne lśniące, nie matowe) podaje księdzu starsza druchna; niechże nie zapomni zabrać ich ze sobą!

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Państwo młodzi, już zaślubieni, biorą się pod ręce i rozpoczynają orszak powrotny; dotąd jednak nie wyszło u nas z mody odprowadzanie od ołtarza młodych małżonków przez osoby starsze wiekiem i bądźto odprowadza jego – najpoważniejsza matrona z orszaku, ją – najpoważniejszy wiekiem mężczyzna, lub też dwie starsze damy wiodą pana młodego, dwóch starszych panów – pannę młodą; za temi sześcioma osobami kroczy reszta orszaku koleją starszeństwa. Drużbowie na końcu.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

W kruchcie kościoła następują powinszowania młodym małżonkom ze strony obecnych, przyczem oboje młodzi dziękują uśmiechem, bynajmniej nie szafując pocałunkami.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Mniej więcej do lat czterdziestu panna może brać ślub w bieli, a cały ceremoniał zostaje bez najmniejszej zmiany. Po czterdziestce, przyznać trzeba, toaleta biała byłaby niewłaściwą i nawet śmieszną. Najlepiej w takich razach wybrać suknię jasną, z bardzo strojnym kapeluszem, do którego przypina się gałązkę mirtu i kwiatu pomarańczowego. Druchen nie ma wcale, gdyż rówieśniczki panny młodej najczęściej z zaszczytu tego rezygnują. Ślub taki najlepiej jest odbyć z rana, a co do przyjęć i uczty, to zależą one od konwenansów, zresztą w tej mierze sami państwo młodzi decydować winni.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

W sferach arystokracyi rodowej coraz bardziej przyjmuje się zwyczaj obchodzenia uroczystości małżeńskich w pałacach przodków na wsi. Powoduje to znaczny wydatek na restauracyę starych dworów, ale zarazem przysparza młodej prze… pałac. Nowy ten zwyczaj ma tę wielką zaletę, że gromadzi jedynie osoby, które umyślnie przyjadą na wesele, podczas gdy w stolicach młoda para musi przyjmować życzenia od całego tłumu ludzi obojętnych; tłok w kościele, tłok w mieszkaniu panny młodej, słowem nieraz dla zaradzenia złemu wypada urządzać przyjęcie na zewnątrz, co jest bardzo niewłaściwe, przez wzgląd na obchód o charakterze ściśle rodzinnym.
Na wsi, przeciwnie, miejsca jest dosyć, a przytem istnieje cały szereg rozrywek wiejskich – polowania, bukiet z kwiatów polnych ofiarowany przez dziewczęta wiejskie parobcy konni z pochodniami od kościoła do domu i t. d. Jeżeli do tej całej pompy uda się dołączyć błogosławieństwo Ojca Świętego, nadesłane telegraficznie w czasie ślubu – to uroczystość przybiera cechę prawdziwie wzruszającą i niepospolitą. Ale na to potrzeba wielkich wpływów i stosunków.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Przepisy katolickie zabraniają związków małżeńskich pomiędzy katolikami i protestantami.
Jednakże Kościół może udzielić dyspensy, z zastrzeżeniem, że wszystkie dzieci z takiego małżeństw wychowane będą w religii katolickiej.

Mieczysław Rościszewski, Pani domu. Skarbiec porad praktycznych dla Polek wszelkich stanów, Warszawa, 1904

 

Na zapowiedzi daje zawsze pan młody, który także własnym kosztem powinien wystarać się o wszelkie dokumenty panny młodej, wymagane przez prawo. Pana młodego również obowiązują obrączki.

Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905

 

Koszty powozów i ceremonji ślubnej ponosi pan młody, a przeciwnie koszta uczty weselnej rodzice panny.

Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905

 

Różnie prowadzeni bywają państwo młodzi do ołtarza. Dawniej panna młoda szła pod rękę z dwoma drużbami, a pan młody z dwiema druchnami. Dziś częściej bywa, że ojciec panny młodej lub jej opiekun podaje jej rękę do ołtarza, za nimi pan młody podaje rękę matce panny, drużba druchnie, poczem idą parami świadkowie i krewni.

Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905

 

Panna młoda postępuje z miną skromną, poważnie i wstydliwie, a przy ołtarzu nie zanosi się od płaczu, bo nikt jej do wychodzenia za mąż nie przymusza i w ostatniej chwili jeszcze cofnąć się może. Przy ołtarzu panna młoda zdejmuje rękawiczkę, gdy ma wdziać pierścionek, a na zapytania kapłana ma odpowiadać głośno i dobitnie.

Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905

 

Jeżeli młoda para pobiera się podczas żałoby, cała rodzina zrzuca na dzień ślubu żałobę.

Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa, Lwów, 1905

 

Zanim przystąpimy do opisania samego aktu ślubnego, winniśmy nadmienić, ze pan młody powinien mieć z góry przygotowane i urządzone mieszkanie. Mebluje on je zazwyczaj własnym kosztem, z wyjątkiem fortepianu, który najczęściej wnosi panna młoda, oraz pokoju sypialnego i kuchni, które również panna młoda mebluje. Oczywiście w rodzinach mniej zamożnych umeblowanie mieszkania zależy od wspólnego porozumienia się narzeczonych i ich rodzin. To samo dotyczy służby.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Na zapowiedzi daje zawsze pan młody, który także własnym kosztem powinien wystarać się o wszelkie dokumenty panny młodej, wymagane przez prawo. Dokumenty te powinien starannie rozpatrzyć, ażeby sprawdzić i zapamiętać, gdzie i kiedy żona przyszła na świat, szczegóły te bowiem w pożyciu przyszłem bardzo przydać się mogą. Nie zapominajcie również, panowie i panie, o intercyzie przedślubnej, co do której dobrze jest zasięgnąć porady adwokata.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Obrączki zamawia pan młody z prawie szczerego złota, zwykle 92 próby, podług mody, szersze lub węższe, błyszczące lub matowe. Wewnątrz obrączki, przeznaczonej dla panny młodej, jubiler powinien wyryć pierwsze litery imienia i nazwiska pana młodego, rok i datę ślubu, n. p. E. W. 25 – VII – 1900 r., a zaś w obrączce przeznaczonej dla pana młodego: datę i litery imienia i nazwiska panny.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Bukiet dla panny młodej okazały, z samych białych kwiatów złożony, trzeba sobie przygotować na pół godziny przed wyjazdem z domu, tak jak i karetę ślubną, odpowiednio przybraną. Kto nie ma lokaja własnego, dobrze jest, gdy umieści na koźle przy stangrecie lokaja z remizy – oczywiście zawsze stosując się do środków.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Przed wyjazdem z domu, obowiązkiem jest starszego drużby, który towarzyszy panu młodemu, zapytać się go, czy ma kartki od spowiedzi, bez których można nie otrzymać ślubu. Przypomnienie to jest zapewne spóźnione, ale konieczne. Spowiedź przedślubna obowiązuje bezwarunkowo zarówno pannę młodą, jak i pana młodego. Odbyć ją należy na kilka dni przed ślubem i najlepiej nie jednocześnie, każde z osobna i każde w innym kościele, o ile to możliwe.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Na pół godziny przed aktem ślubnym, pan młody winien z bukietem w ręku, w towarzystwie starszego drużby, znaleźć się w domu rodziców narzeczonej. Ta ostatnia, przez cały dzień niczem się nie zajmuje. Jest to niejako dzień rozpamiętywań. Ubiera ją matka, druchny, domowniczki i służące, którym ona odwdzięcza się uprzejmością wyrażeń i skromną uległością.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Gdy pan młody przybył, druchny wprowadzają pannę młodą do sali, w której uprzednio zgromadzili się zaproszeni goście. Narzeczony zbliża się, wręcza bukiet pannie, ujmuje ją za prawą rękę i razem, rozpoczynając od rodziców, proszą obecnych kolejno o błogosławieństwo. Chwila to bardzo rzewna i uroczysta. Teraz panna młoda całuje przyjaciółki, pan młody przyjaciół i cożywo ze starszym drużbą wsiada do swojej karety, ażeby uprzedzić w kościele narzeczoną przynajmniej na jakie dziesięć minut.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Do ołtarza młoda para może iść pod rękę sama, jak to dziś najczęściej jest przyjęte, albo też naprzód idzie panna młoda, którą prowadzą pod ręce dwaj drużbowie najbliżsi, jak bracia jej lub pana młodego, w drugą zaś trójkę kroczy pan młody, trzymany pod ręce przez dwie druchny, równie z najbliższych obojgu narzeczonym. Przy ołtarzu oboje klękają (można przygotować w tym celu poduszki – obowiązek drużby) – on po lewej, ona po prawej, i nie ruszają; się z miejsca, aż do nadejścia kapłana.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

Zwyczajem jest, że pan młody ofiarowuje drużbom i druchnom, a często nawet i wszystkim gościom złote szpilki z wyrytą datą ślubu i pierwszemi cyframi oblubieńców. Podarki te najstosowniej jest doręczyć starszemu drużbie lub starszej druchnie przed ucztą weselną, lub przypiąć niemi karteczki przy stole do serwet, wskazując miejsca gościom, jak zasiąść mają. Szpilka, w danym razie, jest symbolem tej łączności, jakiej państwo młodzi domagają się w życiu od swoich najbliższych.

Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich, Lwów 1905

 

W czasie Wielkiego Postu ślubów nie udzielano, z wyjątkiem dnia św. Józefa Oblubieńca NMP (19 marca), kiedy było to możliwe.

Wczoraj jako w dniu Ś-go Józefa Oblubieńca N. M. P. stanowiącym dzień wyjątkowy w Wielkim Poście, liczne pary małżeńskie przystępowały do ołtarza w tutejszych kościołach.

„Kurier Warszawski”, 1868

 

Zaczynam więc od gniewu. Jakże się tu nie gniewać? Niegdyś, kiedy życie religijne znajdowało się w rozkwicie — kiedy religia miała w tłumach prawdziwych wyznawców, dzień Ś-go Józefa przeznaczony był na śluby, które się przed postem opóźniły — i na te którym zadługo byłoby czekać do dni powielkanocnych. O tańcu, zabawie, hulatyce — o zapustach w środku postu nie śmiano nawet pomyśleć. Udzielając błogosławieństwo przed ołtarzem, duchowieństwo zastrzegało wyraźnie, aby żadne obchody weselne miejsca nie miały. Jeszcze w przeszłym wieku zabawy tańcujące w dniu 19 Marca były rzadkimi wyjątkami. Dziś kto w dzień ś-go Józefa nie tańczy, wyrzucanym bywa za nawias społeczeństwa. Mała tylko liczba rodzin trzyma się na gruncie tradycyi. Może właśnie ci wstrzemięźliwi wyżej cenią zabawę, lepiej znają jej tajemnice — i dlatego nie tańczą w post, aby z większą przyjemnością tańczyć po poście. Może jednak dzieje się to i ze szczerego poszanowania zwyczaju — bo z samolubnej rachuby, nie z rozsądku regulującego dziś nawet rozkosze, ale z prawdziwego uczucia, które nie zdaje sobie sprawy z tego co czyni i bez wstydu przed samem sobą nie mogłoby uczynić inaczej.

Pogawędka, w: „Bluszcz”, 1873


Ani się spodziewacie, szanowne, uprzejme i cierpliwe czytelniczki, od czego zacznę dzisiejszą pogadankę moją... Oto... od balu i to nie od jednego nawet. Jakto? bal w wielkim Poście — pomyślicie ze zgrozą.
Prawda, lecz znacie panie zapewne, przysłowie „nulla regula sine excepcionis – a w wielkim poście, taką regułą wyjątkową jest dzień Ś-go Józefa. Wprawdzie, nie znając praw kanonicznych, nie zaręczamy czy w tym dniu taniec jest dozwolony, lecz ponieważ odbywają się w nim wesela, a wesela bez tańca byłyby jak...ostrygi bez wina – więc też ludzie i żenią się i tańczą w tym dniu wyjątkowym. Ile w tym roku par rozkochanych stanęło na ślubnym kobiercu w dniu Ś-Józefa i czy mianowicie, każda z tych par „rozkochaną," była? o tem nie wiemy, to pewna jednak iż ślubów odbyło się wiele, po których tańczono tem raźniej im krótszy był termin do zakończenia tej miłej rozrywki. Ale i bez pretekstu wesel, używano w tym dniu świata... dowodem tego wieczór tańcujący w Towarzystwie Harmonji, kilkanaście sutych wieczorów w domach prywatnych, a wreszcie i bale maskowe w Dolinie i Tiwoli, gdzie już, bez ceremonji karnawałowano hucznie, począwszy od poprzedzającego wieczoru. Cóż robić, ludzie są zawsze ludźmi i pomimo wszelkich krańcowych teorii – ani ich na ogoniastych protoplastów Darwina, ani na uskrzydlonych aniołów przemienić nie można.

Pogadanka, w: „Tygodnik Mód i Powieści”, 1873

 

Literatura nie obfituje specjalnie w opisy ślubów – zazwyczaj kończy się szczęśliwymi zaręczynami, z ewentualną wzmianką o szczęśliwym życiu małżeńskim. Jeżeli już odbywa się ślub, to przeważnie którejś z postaci drugoplanowych.

Tymczasem otworzyły się drzwi bocznych pokojów i, wsparta na ramieniu brata, weszła panna młoda w śnieżnym ślubnym stroju. Jednocześnie trzy druchny, to jest: Emilka, Zosia i ja, wzięłyśmy każda jednę tacę, pełną mirtowych, wczoraj uwitych bukiecików, i przechodząc od jednego z panów do drugiego, przypinałyśmy każdemu z nich do fraka po jednej z zielonych wiązanek. Panowie kłaniali się i dziękowali, zewsząd sypały się żarty i wesołe śmiechy.

Eliza Orzeszkowa, Pamiętnik Wacławy, Warszawa 1884

 

Sporo opisów ślubów można za to znaleźć w dziennikach, które często zamieszczały mniej lub bardziej szczegółowe informacje na ten temat, oraz w pamiętnikach.

W Sobotę, to jest 30go z. m ., o godz: 9ej z rana, w kościele Śgo KRZYŻA, JX. Zygmunt Goljan, po pełnej namaszczenia i głębokiej treści przemowie, pobłogosławił związek małżeński Hrabianki Tekli Ostrowskiej, córki ś. p . Senatora Hr: Antoniego Ostrowskiego i Antoniny z Michałowskich, z Panem Tadeuszem Morawskim, synem ś. p . Jenerała, znanego zaszczytnie w literaturze naszej poety, i Anieli ze Zwierzchowskich. Do ołtarza towarzyszyli Pannie Młodej Hrabiowie: Jan Ostrowski i Ródryg Potocki, od ołtarza zaś Hrabiowie: Karol Jezierski i Stanisław Ostrowski. Pa nu Młodemu do ołtarza: Panna Zofja Michałowska i Hrabianka Marja Potocka, a od ołtarza Hrabina Helena Ostrowska i Hr: Wanda Potocka. Po ślubie całe weselne grono podejmowane było gościnnie u matki Panny Młodej, poczem odprowadziło nowo zaślubionych na kolej, którą udali się do Berlina, a następnie do dóbr Pana Młodego, Lubonia, w W. Xięztwie Poznańskiem.

„Kurier Warszawski”, 1866

 

Donoszą nam z Powiatu Łomżyńskiego (Guber. Augustowska): W dniu 29 z. m . b. r, w kościele parafjalnymm. Wizny, JX. Kanonik Dmochowski, Proboszcz miejscowy, pobłogosławił, przy stosownej przemowie, związek małżeński, zawarty pomiędzy W. Władysławem Budziszewskim, obywatelem ziemskim z Powiatu Ostrołęckiego, a Panną Izabellą Łuniewską, córką właścicieli dóbr Srebrowo. Po dopełnionym akcie, orszak weselny udał się do domu rodziców Panny Młodej, gdzie wesoła zabawa przeciągnęła się aż do rana.

„Kurier Warszawski”, 1866

 

W dniu wczorajszym w Kościele parafjalnym Śgo Alexandra o godz. 8 -ej wieczorem, odbył się obrząd zaślubin p. Pawła Popiela, prof. zwyczajnego Szkoły Główn. Warsz., z panną Marją hrabianką Zamojską., córką Elfrydy z hr. Tyzenhausów i Augusta hr. Zamojskiego, małżonków. Błogosławił nowożeńcom w assystencji Jks. Leskiego, kapłana miejscowego, Jego Excellencja Jks. Popiel, biskup djecezji płockiej. Pana młodego prowadziły do ołtarza hrabianka Pelagja Potocka i Liza Zamojska, pannę Młodą zaś hrabiowie Gustaw i Konstanty Potoccy. Od ołtarza doprowadziły pana młodego hrabina Ermancja z Tyzenhausów Uruska i z Popielów Roztworowska zaś pannę młodą hrabia Jan Zamojski, oraz Paweł Popiel, konserwator muzeów i pamiątek w Krakowie, ojciec pana młodego. Artyści na chórze pod przewodnictwem pana Rosłońskiego wykonali „Veni Creator" Freyera. Główny ołtarz przystrojony był kwiatami, szczupły kościół zupełnie prawie zapełnili zaproszeni na te uroczystość, a i na placu samym mnóstwo tłoczyło się osób. I nie dziwić się temu, rodzice panny młodej od dawna zasłużoną cieszą się sympatją, a pan młody, pomiędzy ludźmi pracy i nauki u nas wyrobił już sobie zaszczytne stanowisko.

„Kurier Warszawski”, 1868

 

W dniu wczorajszym o godz. 7 wieczorem w kościele Św. Józefa Opieki na Krakowskiem Przedmieściu zawartym został związek małżeński przez W. Wacława Dembowskiego dziedzica dóbr Ruda w powiecie nowomińskirn, a JW. Elizą Hoffmannówną, córką ś. p . Członka Senatu Edwarda i Adeli z Zawadzkich Hoffmannów, małżonków. Nowożeńców połączył przed wielkim Ołtarzem, Jks. Administrator parafji Ś. Krzyża Jakubowski w assystencyi Jks Metelskiego proboszcza parafji Ś. Andrzeja i dziekana proboszczów warszawskich. Do ślubu prowadzili pannę młodą: pan Wacław Cieszkowski i pan Konstanty Gruszecki, pana młodego panna Natalja Hoffmann siostra panny młodej i panna Helena Witosławska. Od ołtarza odprowadzili pannę młodą JW. Kasztelan Leon Dembowski, stryj pana młodego i pan Tytus Hoffmann obywatel ziemski, a pana młodego, matka panny młodej i pani Teodorowa Dembowska. Artyści opery pod kierunkiem pana Jareckiego (ojca) wykonali „Veni Creator” i marsz Małgockiego.

„Kurier Warszawski”, 1868

 

W kościele parafialnym Przemienienia Pańskiego przy ulicy Miodowej, pobłogosławiony został związek małżeński p. Antoniego Rzeszotarskiego, Starszego Sekretarza Banku z panną Salomeą Zaleską, córką Joachima niegdy Rejenta Biura Stempla, przy b. Kommissji Rządowej Przychodów i Skarbu i Moniki z Mieszkowskich, małżonków Zaleskich. Pannę młodą prowadzili do ołtarza p.p.: Filip Sulimierski – redaktor Wędrowca i Henryk Karwowski, Urzędnik Kan. -Namiestnika,— pana młodego, panny: Bronisława Dzwonkowska i Józefa Rzeszotarska,— od ołtarza panią młodę, pp.: Felicjan Dzwonkowski, Urzęd. Sądu Apellacyjnego i Aleksander Leśniewski, Urzęd. Zarządu Finansowego,— pana młodego, panie: Joanna Leśniewska i Julja Karwowska. JX. Józef Lipiński Kanonik błogosławił i miał stosowną przemowę, jako nauczyciel panny młodej i przyjaciel pana młodego. Veni Creator, odegrał na chórze pan Grabowski.

„Kurier Warszawski”, 1869

 

W dniu wczorajszym o godzinie 8mej wieczorem w kościele katedralnym i metropolitalnym Ś-go Jana, w kaplicy Pana Jezusa, w obec licznie zebranej rodziny i przyjaciół, pobłogosławionym został związek małżeński pomiędzy panem Ludwikiem Jeziorowskim, właścicielem fabryki rękawiczek na Nowym-Świecie, a panną Honoratą Zwolińską, córką Ryszarda i Teofili z Habrowskich małżonków. Błogosławieństwo to powtórzonem zostało w kościele ewangelicko-augsburgskim.

„Kurier Warszawski”, 1869

 

W tymże samym kościele o godzinie 11-ej z rana, pobłogosławiony został związek małżeński p. Władysława Bromirskiego syna Stanisława i Karoliny ze Zboińskich z panną Ludwiką Gerliczówną, córką Referendarza Stanu, Jakóba Gerlicza i zmarłej Wincentyny z Górskich. Do ołtarza prowadzili pannę młodą, brat jej pan Zdzisław Gerlicz i Szambelan dworu hr. Zygmunt Wielopolski, zaś pana młodego hr. Ludwika Łubieńska i panna Zdzisława hr. Miączyńska; od ołtarza odprowadzali pannę młodą: pp. Wł. Waźniewski i Józef Wołowski, zaś pana młodego p. Izabella hr. Lubieńska i p. Natalja z ks. Woronieckich Lasocka. Błogosławił JX. Jakubowski administrator parafji Ś-go Krzyża.

„Kurier Warszawski”, 1869

 

Dziś w kościele Śgo Józefa Opieki, o godz. 9tej rano. po mszy uroczystej, celebrowanej przez JX. Rutkowskiego Prok. Tow. Dobr, w czasie której państwo młodzi przystępowali do Kommunji Śtej, pobłogosławionym został związek przez JX. Jakubowskiego między W-nym Mikołajem Glinką, wdowcem, synem niedawno zmarłego ś. p. Józefa i Marji z Okęckich, dziedzicem dóbr Szczawina, w okr. ostrołęckim położonych, a panną Marją Okęcką, córką niedawno zmarłego ś. p. Jakóba i Anny z Węrzeckich. Do ołtarza pana młodego prowadziła panna Okęcka, siostra panny młodej; Pannę młodą pp. Radoszewski i Siemiejski. Od ołtarza Władysław Okęcki i Jan Pilichowski; pana młodego pani senatorowa Wyczechowska i pani Pilichowska.

„Kurier Warszawski”, 1869

 

W dniu wczorajszym o godzinie 8-ej wieczorem, w kościele Ś-go Krzyża, zawartym został związek małżeński pomiędzy p. Karolem, synem Hipolita i Karoliny z Lemańskich, Stojowskim, właścicielem dóbr ziemskich, a panną Ludwiką, córką Aleksandra i Izabelli z hr. Lanckorońskich, Walewską,. Do ślubu pannę młodą prowadzili: pp. Leopold Walewski, brat panny młodej, i Bolesław Stojowski, brat pana młodego; nowożeńca zaś pp.: Marja Lemańska, kuzynka pana młodego, i Marja Walewska kuzynka p. młodej. Od ołtarza assystowali pannie młodej: ojciec panny i pana młodego, zaś panu młodemu matki obojga. Związkowi temu błogosławił proboszcz parafii panny młodej, umyślnie na ten cel przybyły. Przed rozpoczęciem obrzędu, artyści pod dyrekcją p. Chwaliboga wykonali „Veni-Creator". Następnie tłumnie zebrani goście, składali w salach Ressursy Obywatelskiej, życzenia młodej parze.

„Kurier Warszawski”, 1869

 

Na ślubie były tylko osoby najbliższe z familii. Więc ojciec panny młodej (stryj Kajetan), stryj Jan Rulikowski, Kownaccy oboje (gospodarstwo), matka mojej żony, jako opiekunka Maryni, Emilka i Natalia, siostry mojej żony, Wicuś oraz bracia Edward i Zdzisław, ja i Dobiecki Kazio (mąż Natalki), Henryk Rulikowski ze Świerżów, jako opiekun (brat matki panny młodej) oraz dwóch księży. Ślub brali w unickiej miejscowej cerkwi, ale w sam dzień ślubu, w sobotę (2 grudnia 1871) wszczęła się od rana taka zamieć z mrozem, taka flaga i czas tak okropny, jak dawno nie pamiętam, około piątej po południu już wróciliśmy z cerkwi. Jadła było w bród, napitku niewiele i nietęgi; odbyło się to wszystko pięknie i składnie, a tak dalece prywatnie, że około 12 już byliśmy wszyscy w łóżkach, jakby nigdy nic. Mam do zarzucenia, że akt błogosławieństwa był zbyt nowomodny, dygany i kłaniany, bez dywanu i solennej rodzicielskiej benedyktacji na kolanach, jak to po dawnemu jest w zwyczajach naszych. Państwo młodzi dnia tego dawszy sobie dobranoc poszli każde w swoją stronę, co i nazajutrz nastąpiło, bo słota wszystkich zatrzymała, a państwo młodzi swego apartamentu nie mieli, gdy nazajutrz był projekt odjechania.

Kajetan Kraszewski, Silva rerum. Kronika domowa, Warszawa 2000

 

Przedwczoraj wróciliśmy z Turwi ze ślubu Kocia. Nie widziałam nigdy równie miłego, wesołego, pełniejszego prostoty i gościnności zebrania. Stary pałac mieścił ze czterdzieści osób, a na ślubie i wieczorze przed nim było najmniej osiemdziesięcioro gości. Wszystko odbyło się ślicznie, czas był piękny, serdeczny stosunek z miejscowym ludem widocznym. Kocio świetny dowcipem, a Niunia tak zakochana, że najmilsze to robiło wrażenie. Ślub odbył się w pałacowej kaplicy, dawał go szwagier mego męża, o. Michał Mycielski. Zresztą, sami byli krewni: Popielowie, Platerowie, dziesiątki Chłapowskich, Mańkowscy, Mycielscy.

Maria z Łubieńskich Górska, Gdybym mniej kochała, Warszawa 1997

 

Wracamy z Pią z Galicji, gdzie byłyśmy na ślubie Marysieńki Stadnickiej, córki mojej siostry Boguni, z Henrykiem Mańkowskim, urodzonym z Chłapowskiej, a wnukiem generała Dąbrowskiego. Nie ma nic milszego i bardziej rodzinnego jak ślub na wsi. Wielkie to koszta i trudy za sobą pociąga, szczególnie jak dom jest mały, ale jaka różnica w powadze, skupienie, jakie w takim dniu jest śliczne zlanie dworu ze wsią i domownikami. W mieście obowiązki towarzyskie konwencjonalne i chłodne zagarniają wszystko i zastępują te gorące uczucia, które na wsi z otoczeniem i lepszą przeszłością nas łączą.

Maria z Łubieńskich Górska, Gdybym mniej kochała, Warszawa 1997, str. II/33, 12.5.1897

 

Zbliżał się dzień mego ślubu. Już 26 kwietnia zaczęli się zjeżdżać goście. Byłam pierwszą z młodego pokolenia rodziny Chamców wychodzącą za mąż, więc przyjechali krewni też z dalszych stron i dalszej rodziny. Przyjechali więc Ksawerowie Chamcowie z Warszawy, Ujejscy, Wiktor Skibniewski, Tadeusz Bohdan ( Bochdan), a z rodziny mego narzeczonego jego serdeczny przyjaciel,  ksiądz Gabriel Sałustowicz, proboszcz z Dynowa, Janowie Trzeciescy z Miejsca Piastowego, wuj Michał Miączyński.
25 kwietnia był u moich rodziców wielki wieczór, ale nie tańczony, na którym zjawiło się cale towarzystwo lwowskie w komplecie. Miedzy gośćmi był Agenor Gołuchowski z żoną, księżniczką Murat, Francuską (później był on ministrem spraw zagranicznych we Wiedniu). Pamiętam nasze salony rzęsiście oświetlone i grającą orkiestrę wojskową. Ja miałam różową jedwabną suknię z białą kokardą, a na szyi brylantowe serduszko z niewielkich, ale ładnych brylancików zrobione. Od narzeczonego dostałam brylantową broszkę z szafirem, a od wuja Miączyńskiego brylantowy półksiężyc.
Nazajutrz byliśmy oboje z narzeczonym u spowiedzi przed ojcem Alfredem Wrotkowskim, a wieczorem byliśmy zaproszeni do rodziców mego narzeczonego mieszkających o parę kroków od nas na ul.3 Maja. Był on mniej liczny niż u nas, ale też bardzo ładny. Najznamienitszym gościem był na nim Ksiądz Arcybiskup Szczęsny Feliński, przyjaciel i powinowaty mego ojca. Za działalność na stolicy arcybiskupiej w Warszawie, przed i po powstaniu w 1863 r. został zesłany przez rząd carski w głąb Rosji i spędził na tym wygnaniu 18 lat. Przyjechał obecnie z Podola, gdzie przebywał u przyjaciół, specjalnie, aby dać nam ślub.
Nazajutrz, 27 kwietnia, rano o 7-mej matka weszła do mego pokoju ze słowami:  ”No, Leoniu, wybieraj się za mąż!”  Zaczęła się zwykła w takich wypadkach krzątanina. Pamiętam, że moja kuzynka, Nisia Grocholska, wylała cały czajnik herbaty, za co moja matka zbeształa ją.
O 8-mej zaczęłam się ubierać do ślubu. Miałam śliczną suknię z naturalnego, ciężkiego jedwabiu, tzw. mory.  Była tak trwała, że do dziś w kościele dynowskim używa się kapy zrobionej z tejże sukni. Suknia, z długim trenem, była ubrana kwiatami pomarańczy.
Pan młody wystąpił w stroju polskim: granatowy kontusz z białymi, atlasowymi wyłogami, żupan ze srebrnej lamy w „łuskę rybią”, delię granatową obszyta sobolami, wiśniowe buty i kołpak sobolowy z białą kitą. Kontusz był przepasany pięknym pasem, z którego zwieszała się karabela.
Uklękliśmy oboje przed Rodzicami do błogosławieństwo, a potem zostało mi tylko w pamięci mnóstwo widzów na ulicy. Mój ojciec był dosyć znany we Lwowie, a fakt, że ślub miał dawać Arcybiskup o sławie wygnańca i męczennika narodowego, zwiększał zainteresowanie publiczności.
Drużkami były moja siostra Gabryelka i siostra mojego narzeczonego, Marynia Trzecieska. Wsiedliśmy do powozów i pojechaliśmy do kościoła OO. Jezuitów.
„Ecce Sacerdos Magnus”- zagrzmiało na chórze, gdy do kościoła wchodził Ks. arcybiskup Szczęsny Feliński, witany przez ówczesnego rektora Jezuitów, Ojca Henryka Jackowskiego.
Kościół był przybrany wazonami z zieleniną i wyścielony dywanem od drzwi do ołtarza.  Ksiądz Arcybiskup przemówił, a treść tej przemowy jeszcze pamiętam: „małżeństwo jest szczęśliwe, gdy małżonkowie tego samego pragną i do tego samego dążą, a najlepszym na to sposobem jest spełnianie woli Bożej”.
Arcybiskup nie bardzo umiał udzielać ślubu, nie miał do tego sposobności na tyloletnim wygnaniu. Proboszcz dynowski, ks. Sałustowicz cały czas mu podpowiadał.
Potem odbyła się ślubna Msza św.. Od ślubu prowadził mię Jan Trzecieski z Miejsca Piastowego i Ksawery Chamiec. Gdy przechodziłam przez kościół jakby we śnie posłyszałam życzliwy glos: „Que Dieu vous benisse mademoiselle” ( „Niech Bóg Cie błogosławi, panienko”).
Wsiedliśmy do karety; pamiętam jak kochana pani Oktawia Skrzyńska z Norzdca podbiegła do jej okna, aby pierwsza złożyć nam życzenia. Jak to łatwo komuś zrobić przyjemność, byle by się miało serce. Dotąd pamiętam jej poczciwą twarz nachylająca się ku nam życzliwie i jej dobre słowa.
Zajechaliśmy do domu, gdzie czekała na nas mama z chlebem i solą i wkrótce podano weselne śniadanie. Przy głównym stole siedzieliśmy my oboje, ks. arcybiskup Feliński, ks. Sałustowicz, ks. Sękowski, wikary z Dynowa, nasi Rodzice, Michał Miączyński, wuj mego męża, Ksawerowie Chamcowie, Ujejscy, a drugim pokoju młodzież, a więc moje dwie kuzynki Misia i Nisia Grocholskie, Antoni Miączyński, panna Edler i kilkanaście innych osób.
Z tych wszystkich osób siedzących przy pierwszym stole, oprócz nas dwojga, nikt juz nie żyje, choć obaj drużbowie tj. Wiktor Skibiński i Tadeusz Bohdan (Bochdan) wtedy nie byli starzy.
Wznoszono nasze zdrowie szampanem przy czym wuj Michał Miączyński nalał sobie trochę wina czerwonego do szampana i wznosząc kieliszek wylał go na moją suknię.
Po śniadaniu mieliśmy wyjechać, bo pociąg odchodził o 3-ciej po południu. Pan Jan Trzecieski pojechał z nami na dworzec w kontuszu.

Pamiętnik Eleonory z Jaxa Chamców Trzecieskiej (mojej Prababki) z końca XIX wieku

 

Do ślubu miałam ładną suknię białą z sukienką z puszkiem, do tego pelerynę z łabędzim puszkiem. Uczesana byłam w moje naturalne loki. Welon i wianek z mirtu i prawdziwego kwiatu pomarańczowego, białe skórkowe pantofelki i na obstalunek robione rękawiczki. Ślub odbył się w południe u Reformatów, dawał go ksiądz gwardian Zygmunt Janicki. Kościół był pięknie ubrany, widzów było bardzo dużo. Do ślubu jechałam w białej karecie z Ciocią Kasią. Drużbami był doktor Zygmunt Stanowski narzeczony siostry Janiny i Stefan Bukowski malarz, brat cioteczny Janka. Druhnami, Marynka Zdulska, wychowanica wujostwa Maksymiliana Korwin Zdulskiego i Ludmiły Zdulskiej (jeździłam do nich nieraz na wakacje do Rejowca w Kolbuszowskie) i siostra moja Janina. Z Królestwa przyjechała tylko ciocia Marynia Łypaczewska (przyjazd zawsze był utrudniony przez paszport). Rodzina Janka: szwagier Jagoszewski; (siostra Helunia nie mogła przyjechać, bo właśnie miała synka miesięcznego - Zbyszka); Anulka Feldszarowa; brat przyrodni Janka, Stanisław Skąpski z żoną; wuj Janka Maziarski Józef, administrator dóbr Mędrzechowskich (Potockich) z synem Stanisławem; wuj mój Maksymilian Korwin Zdulski (w kontuszu); oboje Dembińscy (on w kontuszu) z synem Jankiem; obydwoje Rodzice Janka. Naturalnie Ciocia Kasia i Ciocia Joasia; opiekun mój aptekarz Wincenty Wojtynkiewicz, ponieważ nie byłam pełnoletnia musiałam od niego uzyskać pozwolenie na ślub. Jako prezent ślubny ofiarował mi całą skrzynię cudnej porcelany na dwanaście osób, z Wiednia, w stylu rokoko, nie brakowało cudnych filiżanek i filiżaneczek. Cioteczny brat Janka Zygmunt Bukowski.
Dzień był mroźny, minus 14 stopni, ale cudowny. Przyjęcie było bardzo eleganckie, w Saskim Hotelu (w błękitnej sali). Na wieczór przeszliśmy na herbatę do brata przyrodniego Janka, Stanisława Skąpskiego, mieszkał blisko na ul. Św. Anny.

Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska, Dziwne jest serce kobiece…, Warszawa 2019

 

Nie miałam na sobie ślubnego stroju, tylko jasną suknię i kapelusz. Matka była zmartwiona, że tak postanowiłam, ale w tym zastosowałam się do życzenia Mitrego, który pragnął, by wszystko odbyło się jak najskromniej, bez ostentacji i nawet tradycyjnych zwyczajów. Jednak gdy wychodząc z kościoła Karmelitów, usłyszałam z tłumu, zwabionego widokiem karet: – A gdzie panna młoda? – zrobiło mi się bardzo przykro.

Zofia z Grabskich Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, Kraków 1986

 

W czasie śniadania, które moi rodzice wydali dla gości weselnych w paradnej sali Hotelu Saskiego, nastrój był sztywny. Między rodziną Mitrego, profesorami opiekunami i paru przyjaciółmi a moją rodziną zbyt wielki był przedział.

Zofia z Grabskich Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, Kraków 1986

 

Najdokładniejszy opis ślubu można znaleźć we wspomnieniach Antoniego Kieniewicza (żenił się w roku 1901), który nie pominął najdrobniejszych szczegółów:

Zaszedłem do Maduszki, by zdać jej sprawę z odbytej biby, zastałem ją już siedzącą przed lustrem, a znany w Warszawie najlepszy fryzjer, pan Władysław, którego bywające panie na kilka dni naprzód zamawiały, fryzował i układał na główce włosy, w które został wetknięty dukat i kromeczka chleba, a następnie upinał długi, spadający na ramiona welon.
W trakcie czesania coraz to wpadały różne panie z rodziny, by zobaczyć jak jest uczesana i jak ubrana panna młoda. Przynoszone i przysyłane też były różne prezenty. Hr. Krasińska przysłała przy liście parę kolczyków z dużych pereł otoczonych brylancikami. Maduszka w tym stałym rwetesie musiała na prędce wystosować list z podziękowaniem. Wuj Czapski zaszedł z gwiazdą brylantową. Isia z neseserem karlsbadzkim, bratem już otrzymanego od cioci Czapskiej, z ta różnica, że przybory jego były z kości słoniowej, zaś tego od cioci z szyldkretu. Od moich rodziców Maduszka otrzymała broszkę z ładnymi brylantami średniej wielkości. Ciocia Platerowa przyniosła broszeczkę z szafirem-cabochon.
W sukni ślubnej, powłóczystym welonie, obramowanym u góry kwiatem pomarańczowym, i bardzo długim trenie najsłodsze moje kochanie miało postawę i wygląd iście królewski.
Moje ubieranie się do ślubu odbywało się również przy licznej asyście męskiej drużby, a więc Henia i Stasia, Eustachego, Popowskiego i jeszcze paru osób.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

Punktualnie o godzinie szóstej już obie drużki w jednakowych ładnych różowych sukienkach, w towarzystwie drużby we frakach, były na posterunku w dużym salonie pp. Grabowskich. Wszyscy krewni i przyjaciele obu rodzin mieli się tu zebrać przed wyruszeniem do kościoła na będące w zwyczaju tak zwane błogosławieństwo. Każdemu wchodzącemu do sali drużki i drużbowie przypinali do butoniery złotą szpilkę z monogramem państwa młodych, w danym wypadku – A.M. Szpilki te przytrzymywały małe bukieciki mirtowe z białą kokardą, przy czym drużbowie przypinali wchodzącym paniom, a drużki panom, z tą różnicą, że panom żonatym przypinano do klapy fraka z prawej strony, kawalerom zaś z lewej. Do tej uroczystości zamówiłem u Mankielewicza równo sto sztuk wymienionych szpilek i wszystkie prawie się rozeszły.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

Gdy główne osoby obu rodzin były w salonie zebrane, odbyło się przed wyruszeniem do kościoła błogosławieństwo. Młoda para podchodziła w pierwszym rzędzie do rodziców panny młodej, klękała przed nimi, całowała ich ręce, w zamian znak krzyża świętego nad głowami klęczących uczynionego. Podnosili się z klęczek i podchodzili do rodziców pana młodego, przy których odbywała się takaż ceremonia i tak dalej, przed starszymi bliskimi krewnymi. Przed osobami młodszymi wiekiem już nie klękano, ceremonia błogosławieństwa odbywała się przez dotknięcie czoła znakiem krzyża i serdecznym wzajemnym uściśnieniem.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

I rzeczywiście po pięciu minutach nadjechała pierwsza kareta, a potem cały szereg karet zajeżdżał jedna za drugą. Ostatnią według zwyczaju była kareta panny młodej z drużkami. Na nią przy drzwiach kościelnych wyczekiwał pan młody z drużbą. W międzyczasie przybywający goście od drzwi kościelnych przechodzili po wysłanym czerwonym chodniku pojedynczo lub parami do presbiterium, gdzie ustawione były przy bocznych ścianach fotele i krzesła. Mniej więcej w połowie drogi do prezbiterium stała z notesem i ołówkiem w ręku znana w Warszawie pani Kaftal, Izraelitka, właścicielka dużego magazynu mebli stylowych przy ul. Wierzbowej i żona właściciela bardzo rozpowszechnionego w mieście pisma "Kurier Poranny", a przede wszystkim uchodząca za wielką znawczynię mód. Znała ona osobiście wszystkie panie bywające na karnawałach warszawskich, a większość pań ubiegała się o względy pani Kaftalowej, od której zależała przecież rzecz najważniejsza, aby w numerze "Kuriera Porannego" z dnia następnego była dokładnie z najdrobniejszymi szczegółami opisana każda toaleta oddzielnie, z podaniem tytułu, imienia i nazwiska odnośnej właścicielki. Toteż każda z pań, zmierzając w stronę ołtarza, zatrzymywała się na chwilę przy pani Kaftalowej, odkrywała nieco swój płaszcz, by pokazać toaletę, wymieniała dla pewności swoje imię i nazwisko i tytuł oraz firmę, skąd toaleta pochodzi, zwłaszcza jeśli była ona pochodzenia zagranicznego. Serdeczny uścisk dłoni i nader przyjemny uśmiech zakańczał zwykle krótką pogwarkę z panią Kaftal.
Gdy nadjechał ostatni powóz panny młodej z drużkami, a niewiasta służebna, czekająca na swoją panią, ułożyła odpowiednio na chodniku długi tren i poprawiła coś nie coś przy toalecie, panna młoda, trzymająca w ręku duży bukiet białych róż, prowadzona dwóch drużbów, wolnym krokiem dążyła w stronę ołtarza. Przechodząc obok pani Kaftalowej została na chwilę przez nią zaginana, usłyszała słowo: „Tak, to oczywiście Herse, a płaszcz biały z kozami angorskimi to mu się rzeczywiście udał". Złożyła przy m najlepsze życzenia. Za nimi kroczyłem również wolnym krokiem prowadzony przez dwie panienki w identycznych sukienkach.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

Gdy wróciwszy do hotelu wchodziliśmy pod rękę po schodach na pierwsze piętro, ujrzeliśmy stojącego na progu drzwi prowadzących do Sali Pompejańskiej ojca Grabowskiego, trzymającego obydwoma rękami srebrną tacę z bochenkiem chleba i solniczką soli. Stał nieporuszenie, a tak bardzo ze wzruszenia był zmieniony na twarzy. Dotąd stoi mi w pamięci jego ówczesna sylwetka. Przeszliśmy do salonu uściskani i witani przez zgromadzony orszak ślubny, składający się z najbliższych oraz również zaproszonych na obiad ślubny dalszych osób.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

Do tańca przygrywał pan Adamus z Warszawy. Rodzice moi sprowadzili sześciu młodych praktykantów leśniczych z Antonina, którzy w mundurach pomagali w usługiwaniu do stołu. Kucharze z Warszawy objęli kuchnię. Wszystko, a niemało też ram pięknego zamku, złożyło się na to, że wesele było wyjątkowo ładne. Dawał nam ślub biskup Niedziałkowski, po czym objechawszy karetą miasteczko, gdzie Żydzi z tortem składali nam pierwsi życzenia, zajechaliśmy pod ganek na dziedzińcu zamkowym, gdzie nas rodzice i goście przyjęli chlebem i solą. Po śniadaniu były znowu delegacje chłopów, leśniczych itd.

Maria Małgorzata z Radziwiłłów Potocka, Z moich wspomnień, Łomianki 2010

 

Wszyscyśmy bowiem, z wyjątkiem ojczulka, wyruszyli do Wilna, gdzie miał się odbyć ślub Dziunieczki. Wszystkie numery w Hotelu George'a były z góry zamówione przez rodziny państwa młodych. Wilią ślubu odbył się w dużej sali hotelowej, znanej już z uprzednich sławnych bali, wieczór wigiijny, na którym bawiono się bardzo ochoczo. Zaś nazajutrz z rana przy mszy św. odbyły się zaślubiny w kościele katedralnym, w kaplicy Świętego Kazimierza. Ślub dawał metropolita mohylowski Edward Ropp, krewny ze strony pana młodego. Ojciec mój nierad był z tego powodu, twierdził bowiem, że kilka zna małżeństw pobłogosławionych przez biskupów, a wszystkie były bardzo w życiu nieszczęśliwe, a niektóre się nawet rozpadły.
Po ślubie w sali balowej hotelu odbył się wystawny obiad, gdzie przy stole ustawionym w podkowę zasiedli liczni bardzo przedstawiciele obu rodzin. Wiele było wznoszonych toastów oraz wypowiedzianych przemówień mniej lub więcej udanych. Po skończonym śniadaniu młoda para znikła, by się przebrać do drogi. Po chwili powróciła w kostiumach podróżnych uszytych z jednakowego, ciemno-popielatego materiału. Przyznać trzeba, że wyglądali oboje bardzo przystojnie, mile oraz nad wyraz byli do siebie dopasowani.
Panowie oraz młodsze panie odprowadzały młodą parę na dworzec z kwiatami i pudełkami cukierków.

Antoni Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu… Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, 1989

 

Ten sam ślub wspomina inna siostrzenica Antoniego, Janina z Puttkamerów Żółtowska:

Wielki dzień de la robe en crepe de chine rose rozpoczął się od ubierania Dziuni w rogowym salonie na pierwszym piętrze. Moja suknia należała do najbardziej udanych w licznym zespole innych. Szereg falbanek ubierał cały dół sukni, karczek i rękawy, do tego dobrane były pończochy, pantofelki i różowy kapelusz. Obie drużki w darze od drużbów otrzymały duże i piękne bukiety. Widzę chwilę, kiedy schodziłyśmy w czwórkę, ciocia Klosia, Dziunia, panna Chrapowicka i ja, po schodach udekorowanych wazonami z zielenią i wsiadłszy do zamkniętego landa, odjechały w stronę katedry. Msza i ślub odbyły się w kaplicy św. Kazimierza, której boki były zastawione oranżeryjną zielonością, przez owalne okno nad ołtarzem wpadał na marmurową posadzkę wielki snop słońca i zapalał ognie w kolczykach, świecących pod kapeluszami pań. Za oprawą z krzewów marmurowe pilastry, czarne gzymsy, wybladłe malowidła i srebrne posągi królów tworzyły surową i piękną dekorację. Modliłam się gorąco za nowożeńców, pragnąc żywego współudziału w ich szczęściu i przyjaźni.
Ma śniadanie ślubne wróciliśmy do sali balowej hotelu, gdzie stał wielki stół w podkowę.

 Janina z Puttkamerów Żółtowska, Inne czasy, inni ludzie, Londyn 1998

 

Na podobny temat: Druhny i drużbowie, Drugi ślub wdowy